Wczoraj cienias postanowił sie zbuntować. Wiozław dziecko do przedszkola. Mam tam około 7 km. Ruszyłam z pod domu, po jakiś 100 m zaczęło piszczeć cos po prawej stronie pod maską. Zjechałam na pobocze, otworzyłam, patrze a tu pasek klinowy. Telepie sie jak wściekły i dymi. Spieszyło mi sie jak diabli wiedz dzwonie do mechanika czy moge z tym pojechać. wyraził zgodę więdz jade. Dojechałam do przedszkola i z powrotem. Niby wszystko ok, nie świeciła się nawt kontrolka ładowania. potem pojechałam do meża do pracy. zaparkowałam ale przednimi kołami na kopercie wiec myślę, cofne. Przekrecam kluczyk a tu lipa. nie pali. Przyszedł maż zawołał kolegów. odpalił na popych. I tak na tym popychu jade prosto do mechanika. Po drodze pasek klinowy pękł i gdzieś go zgubiłam. Przestały działać światła i kierunkowkazy. pod warsztatem stanęłam poszłam po mechanika, wychodzimy a tam z cieniasa leje się woda
Poszła jakaś rurka doprowadzajaca płyn chłodniczy. pewnie przepalił ja ten pasek.

auto od wczoraj na tym warsztacie stoi, i badaja co mu jest.
czekam na telefon od nich.