Biedy nie chodzą parami tylko stadami ...
Chyba nad moją Pchłą w tym roku wisi jakaś klątwa czy fatum, albo ktoś na nią urok rzucił
. Do tej pory z samochodzikiem nie miałam żadnego nawet najmniejszego problemu. Na początku stycznia Pchła zamknęła się w sobie i nie chciała mnie wpuścić do środka. Ale na tym się nie skończyło. Z zakładu pracy zostałam wysłana do stolicy na szkolenie, które odbywało się 4 i 5 lutego 2013 roku. Jako że moja rodzona siostra mieszka w stolicy to postanowiłam wykorzystać sytuację i 2 lutego 2013 roku pojechałam do Warszawy. Pchłę zostawiłam równiutko zaparkowaną na parkingu przed domem w stanie nienaruszonym. Z Warszawy wróciłam do domu 5 lutego 2013 roku ok. godz. 18, czyli było już ciemno. Pchła stała sobie na parkingu w tym miejscu, w którym ją zostawiłam. W środę tj. 06 lutego 2013 roku, rano, chcąc jechać do pracy, podeszłam do Pchły - i myślałam że mnie coś trafi i padnę trupem na miejscu.
Kur....y cisną się na usta, w środku wszystko się zagotowało. Uszkodzony został prawy tylny błotnik i tylne drzwi od strony pasażera. Obejrzałam parkujące obok samochody, na żadnym nie było śladu, aby któryś miał kontakt z moją Pchłą. Następnego dnia też inspekcji dokonałam. Winowajca oczywiście nie miał tyle przyzwoitości i uczciwości, żeby przyznać się do winy i zostawić jakiś kontakt do siebie. Do pracy pojechałam wściekła jak szerszeń. Tam też niektórym się oberwało, mojemu szefowi też. Następnego dnia po pracy pojechałam do ASO (tego lepszego). Szkoda została zgłoszona i była likwidowana, niestety z mojego AC (wersja serwisowa). Zniżki poszły się bujać, jako że wcześniej jeździłam autkami, ale nie były one na mnie zarejestrowane, tylko na inne osoby, więc nie miałam swoich zniżek. Pchła została odstawiona do ASO celem naprawy. Na czas naprawy dostałam samochodzik zastępczy w postaci Hyundaia i 20 w wersji comfort, który był rejestrowany w czerwcu 2012 roku. Samochodzik był fajny, tylko że dłuższy i szerszy od mojej Pchełki. O ile przy jeździe nie było żadnego problemu w przestawieniu się na samochód o innych wymiarach, o tyle przy parkowaniu, przez pierwsze 2 dni, to już miałam pewne obawy, które po obyciu z samochodem znikły. Moją Pchełkę po naprawie odebrałam 19 lutego 2013 roku, a
zastępczaka w stanie nie naruszonym oddałam. Ale tego było jeszcze za mało. 22 lutego jadąc do pracy - mijam po drodze ,,leniwego policjanta". Jak za każdym razem przed progiem zwolniłam, żeby delikatnie i powolutku się przez niego przetoczyć. Gdy tylne koła przetoczyły się przez próg, nagle usłyszałam bardzo głośny huk, jakby ktoś we mnie walnął z tyłu. Zatrzymałam się. Wyszłam z samochodu i zobaczyłam wyrwany tylny prawy chlapak, który był przymocowany do tylnego zderzaka. Na pierwszy rzut oka innych szkód nie widziałam. Po pracy pojechałam znowu do ASO i okazało się że połamane zostało także prawe tylne nadkole, które należy wymienić. Chlapak też trzeba wymienić, bo ten oderwany został przymocowany na ,,słowo honoru.". I niestety moje pieniążki zmienią miejsce pobytu... Co mogło być przyczyną wyrwania chlapaka nie wiem, przez ,,leniwego policjanta" przejeżdżam co najmniej 2 razy dziennie i zawsze staram się to robić jak najdelikatniej. Na chlapaku i na nadkolu nie było namarzniętego śniegu i lodu, bo zawsze po wyjściu z samochodu usuwam go. Być może coś było w śniegu? Tylko co mogło wywołać taki skutek? I tak się zastanawiam czy to już koniec nieszczęść, czy jeszcze mnie i Pchłę coś czeka... Może jakieś egzorcyzmy należy odprawić? A może na ten rok 2013 odstawić Pchłę na parking, ogrodzić ją i niech tak przestoi ten rok?
Ale ten urwany chlapacz to jakieś siły nieczyste :D
Ja, dawno temu, po dość potężnym dzwonie, dostałem od znajomego chińczyka chiński wisior na szczęście i .... na razie (tfu na psa urok ) działa
No cóż..czasami tak własnie jest ,że sie wszystko pier.niczy po to ,żeby później było lepiej.
?1361650196" alt=""/>