Tutaj jesteś: Społeczność » Blogi » Blog auta Volvo 440 1.8 Volviak » Bieszczady 2011







Prześlij sugestię
Wpis w blogu auta Volvo 440
  • przebieg 182 097 km
  • rocznik 1994
  • kupione używane w 2010
  • silnik 1.8
Dodano: 12 lat temu
Blog odwiedzono 416 razy
Data wydarzenia: 14.08.2011
Bieszczady 2011
Kategoria: podróż
Poprzedni wpis kończył się na wyjeździe w poniedziałek rano z Rybnika. Droga do Komańczy wypadła średnio - pomimo zaledwie jednego postoju, i to na tankowanie, zajęła 6,5h - wynik remontów i wahadeł na trasie. Oprócz tego, była dość droga - doszły opłaty na A4.

Do Komańczy dojechaliśmy ok 11, znaleźliśmy miejsce na parking, przepakowaliśmy się i wyruszyliśmy w góry, zostawiając auto na długie pięć dni. Mieliśmy przejść całe Bieszczady czerwonym szlakiem, ale dla mojej dziewczyny była to pierwsza wyprawa w góry (nawet nie z plecakiem, bo wszystkie nasze rzeczy niosłem ja), więc nie wiedzieliśmy dokładnie, jak będziemy iść.

Skierowaliśmy się czerwonym szlakiem w kierunku Jeziorek Duszatyńskich i Chryszczatej. Po ok 2h byliśmy przy ukrytych w leśnej głuszy jeziorkach o trupiej wodzie - nie zachęcały do kąpieli. Po następnej godzinie zdobyliśmy Chryszczatą - mało widowiskowy szczyt ze względu na zalesienie, za to polecam go wszystkim szukającym ciszy i spokoju - od momentu zdobycia szczytu (15) do końca wędrówki spotkaliśmy jedynie żubra. Na ścieżce pełno było też śladów, wyglądających jak odcisk łapy średniej wielkości niedźwiedzia.

Po następnych kilku godzinach marszu zaczęło się szybko ściemniać, a mieliśmy do Cisnej jeszcze kawał drogi - podjęliśmy decyzję o zmianie trasy. Zeszliśmy czarnym szlakiem do Jabłonek,gdzie delikatnie musnęła nas burza - ale ja nawet nie poczułem się mokry. O godzinie 21 byliśmy już zakwaterowani w całkiem przyjemnym schronisku PTSM. Wykończeni, marzyliśmy tylko o kąpieli i spaniu - niestety, burza najwyraźniej pozbawiła okolicę wody. Musieliśmy się zadowolić chusteczkami "wilgotnymi" - swoją drogą, jedną taką chusteczką udało mi się umyć od pasa w gorę tak, że nie czułem się nawet spocony. W warunkach ekstremalnych - polecam ten sposób.

Następnego dnia uznaliśmy, że troszkę odpoczniemy i udaliśmy się do Cisnej, gdzie cały dzień przesiedzieliśmy w barach i restauracjach. Byliśmy także w Siekierezadzie, gdzie jest naprawdę niesamowity klimat do picia - tylko, z kumplami, a nie z dziewczyną ;) Pod koniec dnia udaliśmy się stopem do schroniska PTSM w Kalnicy.

Trzeciego dnia bez auta wyruszyliśmy z Kalnicy na Smerek i Połoninę Wetlińską. Widoki piękne, niestety, turystów też sporo. Zdjęcia wychodziły piękne. Po dojściu do Chatki-Puchatka, jedynego schroniska w Polsce położonego na szczycie - z przyjemnością wypiłem sobie lekko wstrząśniętego Leżajska, przyniesionego razem z całym ekwipunkiem na górę. Zeszliśmy żółtym szlakiem i od razu trafiliśmy na autobus do Ustrzyk Górnych, gdzie zakwaterowaliśmy się w schronisku PTTK "Kremenaros". Nie polecam - brud, syf, przeludnienie, a trochę dalej można znaleźć fajne spanie w domkach w ośrodku rekolekcyjnym. Wieczorem wpadliśmy do Muzeum Turystyki - czynne 2h dziennie - które okazało się naprawdę bardzo interesujące. Jedna z ciekawostek, którą zapamiętałem - Sianki, miejscowość zupełnie wyludniona. W dwudziestoleciu międzywojennym było tam 2tys. miejsc noclegowych, nie licząc kwater prywatnych.

Wieczorem spotkaliśmy się z naszymi współlokatorami, którzy okazali się bardzo przyjemnymi Rzeszowianami. Niestety, uparli się, abym zrobił z nimi 0.7, co skończyło się dla mnie tragicznie - byłem po 5 piwach :/

Następnego dnia poranek był baaardzo ciężki, ale wstałem, ogarnąłem się i wyszliśmy w góry. W planach mieliśmy Połoninę Caryńską i powrót do Ustrzyk, w związku z tym pierwszy raz szedłem bez plecaka - niestety, szło się bardzo kiepsko, żeby nie powiedzieć - beznadziejnie... Pierwszy raz moja lepsza połówka mnie wyprzedzała i popędzała.

Na szczęście, gdy wyszliśmy na połoniny, kac minął a ja odzyskałem siły. Przy zejściu z Połoniny goniła nas burza, co nie przeszkodziło mi zatrzymać się przy źródle, bijącym spod samego szczytu - woda była smakowita. Po zejściu na dół złapaliśmy stopa i wróciliśmy do Ustrzyk.

Ostatniego dnia wędrówki mieliśmy bardzo ambitny plan - z Widełek niebieskim szlakiem wejść na Tarnicę. Udało się, było bardzo przyjemnie - piękne skałki i widoki. Pod Tarnicą, za przełęczą goprowców także było źródełko, lecz wodę trzeba było nabierać z kałuży :/ a nie ze strumyczka, tak wolno ciurkało. Potem zeszliśmy do Wołosatego, autobusem cofnęliśmy się do Ustrzyk i rozpoczęliśmy drogę powrotną - mieliśmy 70km autostopem do Komańczy.

Stopa udało się złapać dość szybko - niestety, tylko do Cisnej. Tam utknęliśmy na ponad godzinę - wieluludzi się zatrzymywało, ale chciali nas podwieźć całe 3km :) a potrzebowaliśmy 30. W końcu zatrzymał nam się bardzo przyjemny kierowca dostawczego Iveco - żeby nas wziąć, musiał posprzątać w szoferce, ale nie zrezygnował. Dowiózł nas pod samo auto na parkingu w Komańczy, które samotnie czekało na nasz powrót.

Zapakowaliśmy się z powrotem do auta i na GPSie wpisaliśmy nasz nowy cel podróży - Myczków, a dokładnie schronisko PTSM. Drogę wybrało nam wręcz fantastyczną - jechaliśmy białą, lokalną, odnowioną dróżką, na której górki były takie, że miałem 100km/h bez dotykania pedału gazu :) Frajda niesamowita.

W Myczkowie straciliśmy sporo czasu przez złe oznakowanie schroniska, za to w samym schronisku czekała nas niespodzianka - było zupełnie puste :) oraz w pełni wyposażone - w kuchni mikrofala itd. za zupełnie śmieszne pieniądze - chyba 30zł za dwie osoby. Zresztą, w każdym schronisku PTSM płaciliśmy podobnie niewielką kasę.

Ostatniego dnia wyjazdu, a była to sobota, także mieliśmy bardzo napięty plan - najpierw ja uparłem się, aby zobaczyć pozostałości po wiosce, z której Wojsko Polskie wygnało mieszkańców w latach czterdziestych. Droga tam była długa i uciążliwa - ponad 45 min. pieszo, a potem jakieś bagna, krzaki i strumyki - ale było warto.

Potem, na życzenie mej współtowarzyszki wpadliśmy na tamę w Solinie. Byliśmy tam tylko godzinę - zresztą, chyba dłużej nie ma czego oglądać - bo parking pod tamą kosztował 4zł, a przez niedostatek bankomatów nie mieliśmy więcej gotówki :)

Następnym punktem było Lesko, a dokładniej charakterystyczna synagoga z wieżą obronną (w której żydzi mieli własne więzienie).

Ostatnim punktem dnia było muzeum na zamku w Sanoku, które koniecznie chciałem pokazać mojej dziewczynie ze względu na niesamowite obrazy Beksińskiego. Po zwiedzeniu także innych wystaw wpadliśmy na obiad (przy piwku... bezalkoholowym) oraz - na basen, który zauważyłem z okna zamku. Ponieważ był otwarty ostatnie pół godziny, pani kasjerka wpuściła nas na jeden bilet - i to w dodatku ulgowy :D Popływałem sobie, ponurkowałem i ochłodziłem się po upalnym dniu. Jednym słowem, byłem gotowy, żeby wsiąść w auto na 5h monotonnej jazdy do Warszawy...

Oprócz dwóch suszarek (na jednej stała zatrzymana 440) na drodze nie działo się nic interesującego. Dopiero od Radomia (w którym trwały przygotowania do jutrzejszego AirShow) zaczęła się porządna droga, na której mogłem rozwinąć normalne prędkości, tj. do 130 (droga szybkiego ruchu).

Bieszczady jeszcze długo będę wspominał - tak pięknej pogody na wyjeździe w góry nie miałem nigdy :) Upały był takie, że ledwo się dało wytrzymać na słońcu :) a deszczu - nic a nic, dwie małe, przelotne burze trwające 15 min. każda :) Jednocześnie, tak długiego wyjazdu nie miałem już dawno - 2,5tys. km, dwa tygodnie poza domem. Auto spisało się znakomicie, pomimo wycieku oleju ze skrzyni biegów nie miałem żadnych problemów. No, gaz się skończył kilka razy :) ale zarówno na autostradzie, jak i w górskich serpentynach - dawał radę.

Przejdź do komentarzy

Czerwień - pierwszy dzień, zieleń - ostatni dzień.

Martwe jeziorka.

Czerwień - pierwszy dzień. Zieleń - ostatni dzień.

Zejście czarnym szlakiem.

Czarny - dzień przerwy. Niebieski - trzeci dzień.

Siekierazada - w książce jest pełno zupełnie odjechanych opowiadań.

Połonina Wetlińska

Niebieski - trzeci dzień. Żółty- czwarty dzień.

Połonina Wetlińska

Własne piwko (tam kosztuje 10) przy Chatce Puchatka.

Połonina Caryńska

PTTK Kremenaros. Bar mają fajny, ale łóżka - piętrowe i straszne :(

Niebieski szlak na Tarnicę.

Idzie się szczytem tych skałek po prawej.

Ruiny stajni dworskiej.

Częściowa odbudowana dzwonnica.

Jezioro Solińskie.

Mój ulubiony obraz Beksińskiego.

Odkryty basen w Sanoku :)
Najnowsze blogi
Dodano: 3 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
1 komentarz
Dodano: 5 dni temu, przez Egontar
Zima za pasem, śnieżyć ma od 1 listopada, więc na początek przyszłego tygodnia zaplanowałem zamianę kół! Jednak felgi „zimowe” pozostawiały wiele do życzenia. Brałem pod uwagę ...
17 komentarzy
Dodano: 6 dni temu, przez JacK
T-roc, Sportsvan i i-10 wymiana kół na koła zimowe. T-roc i Sportsvan w zakładzie wulkanizacyjnym i tam zostaną koła letnie a i-10 zajmę się osobiście :-) Dla Sportsvana to będzie ...
5 komentarzy
Marki społeczności
Aktualnie online
Szukaj znajomych
Login:
Miejscowość:
Województwo:
Opony letnie w oponeo.pl