Wpis w blogu auta
BMW X1
Dodano: 2 dni temu
Blog odwiedzono 64 razy
Data wydarzenia: 03.01.2025
Co było, było.
Kategoria: podróż
Należałoby zacząć jeszcze od roku 2023 kiedy miałem Kię Optimę, która sprzedałem jakoś w lipcu tegoż roku. Wspominałem już o niej i o dziwnych wrażeniach z jej eksploatacji. Sprawiała wrażenie samochodu dobrego i tandetnego zarazem. Jedne aspekty były fajne, inne kiepskie, ten poziom się okazał na tyle nierówny, że niestety wrażenia z jazdy były takie sobie. Niby pełna wersja wyposażenia, niezłe audio Infinity, szklane dachy, ochy, achy. Skóry, bajery, szmery. Automatyczne parkowanie i kamery. Ale silnik brzmiał beznadziejnie, nie był szczególnie mocny i niczym się nie wyróżniał. Przełączanie biegów niby precyzyjne ale „feeling” jak w aucie o 2 klasy niższym. Wyciszenie dobre ale od pewnej prędkości zaczynało być już głośno. Góra deski dobra, miękka i sprawiająca dobre wrażenie ale im niżej tym gorzej a na samym dole dno muł i wodorosty. Konsola skrzypi, podłokietnik się buja. A to wszystko okraszone wstawkami z całkiem fajnego, choć sztucznego drewienka. A nadwozie bardzo ładne, wnętrze też nienajgorsze. Niestety sumarycznie przeważało „nic szczególnego”.
Szkoda. Ale dlaczego w zasadzie o tym piszę?
Bo z końcem 2023 roku kupiłem kolejną Kię i miałem podobne wrażenia i obserwacje. Auto okazało się mieć to samo DNA co Optima.
A była to Kia Soul, czyli dusza. Bardziej okazała się do duszy. Ale po kolei…
Soul wrastał w mojej dzielnicy od kilku lat nie ruszany z miejsca ale był ładny lakierniczo i któregoś sobotniego ranka zadzwoniłem do furtki domu przy którym stała i upolowałem właścicielkę, która wyraziła chęć sprzedaży. Nawet nie trzeba jej było szczególnie przekonywać, nosiła się z zamiarem sprzedania ale chyba nie wykonała w tym kierunku żadnego kroku. Więc skoro kupiec sam przyszedł to dlaczego nie?
Z samym kupnem było trochę problemów bo roztrzepana właścicielka nie mogła znaleźć potwierdzenia, że po spłaceniu kredytu, bank wypisuje się jako współwłaściciel auta.
Zaufałem Pani (choć trochę nieroztropnie), że mi znajdzie ten dokument a jeśli nie to wystąpi do banku o ponowne wydanie. Brzmiała wiarygodnie, umowę podpisaliśmy, zapłaciłem. Póki co w dowodzie rejestracyjnym widniał bank jako współwłaściciel. Niestety auto stanęło na kolejne niemal półtora miesiąca bo nie dość, że nie dostałem dokumentu to szanowna sąsiadka przestała odbierać ode mnie telefony co skłoniło mnie do przekonania, że jestem kretynem, dałem się nabrać na zastawiony samochód, na którym może wisieć niespłacony kredyt a umowa de facto nie mogła być ważna bez tego potwierdzenia.
Przy braku współpracy z jej strony zacząłem pytać w banku w którym był kredyt czy został spłacony. Oczywiście, nie można mi udzielić takiej informacji bo RODO. Na nic moje tłumaczenia, że dane tej Pani już mam bo podpisałem z nią umowę, więc bank niczego mi nie zdradza. A skoro sprzedała mi swój udział w aucie to pozostaję ja i bank jako właściciele. Nie, bo nie, mam się udać do tej Pani bo to ona ma załatwić... Nie udostępnią mi informacji. Nawet nie o wysokości zadłużenia ale nawet o fakcie czy kredyt ten jest spłacony czy nie.
Po kilku próbach wreszcie moja sprawa zainteresowała kogoś wyżej i powiedziano mi, że tej informacji mi nie udostępnią ale wyślą ją do urzędu komunikacji. Po kolejnych długich dwóch tygodniach urząd potwierdził, że samochód jest…spłacony i że mogę go normalnie zarejestrować. Zdębiałem przyznam bo okazało się, że wszystko co mówiła właścicielka było prawdą. Dlaczego zatem kontakt się urwał? Nie wiem, to dziwna kobieta była. Z miesiąc po wyprostowaniu papierów przejeżdżałem znowu koło jej domu i akurat szła z zakupami. Zatrąbiłem, otworzyłem okno i mówię że załatwiłem wszystko i zanim miałem jej zwrócić uwagę ile mnie to kosztowało zdrowa ta się rozpromieniła i zakrzyknęła: załatwił Pan to wszystko? Jest Pan cudotwórcą! No i jak się tu gniewać na tą zupełnie szaloną kobietę?
Myślę teraz po czasie, że dla niej wszelkie ignorowanie działań koniecznych to już lata praktyki. Auto zostawiła na ulicy, przestała płacić OC i jeździć na przeglądy. Uprzedzałem ją, że jak auto ubezpieczę to pewnie UFG się natychmiast do niej zgłosi z karami za 3 lata wstecz. Wzruszyła tylko ramionami.
Kolejna ciekawostka to fakt, że dane tego samochodu nie wyświetlały się w aplikacji historia pojazdu. Po wpisaniu wszystkich danych z dowodu, wracała informacja, że nie znaleziono pojazdu. Sami rozumiecie, że czułem się jak ofiara przekrętu?
Okazało się, że auta, które przestają funkcjonować w zakresie ubezpieczenia i przeglądów trafiają po czasie w Cepiku do „archiwum” i przestają się wyświetlać, nawet po wpisaniu prawidłowych danych.
Dobra, rozgadałem się o nudnych aspektach prawno-administracyjnych a o samochodzie nic.
Instynkt mnie nie zawiódł. Pomimo, że kupiłem je w ciemno, z toną liści, na 4 flakach, zielonym lakierze od drzew, bez paliwa z padniętym aku i musiałem je najpierw wytargać lawetą z zastanymi hamulcami to finalnie okazało się niezłe. Soule gniją na potęgę, ta miała zdrową podłogę i progi pomimo kilkuletniego postoju. Miała tylko 120 tys km. Pani była pierwszą właścicielką. Silnik po dolaniu paliwa, wymianie świec i cewek zaczął pracować normalnie. Zawieszenie nie było wytłuczone, poza łącznikami z przodu nie musiałem nic wymieniać. Musiałem wymienić komplet hamulców. I teraz nawiązanie do Optimy i jej cech: pamiętam jak oglądałem nowego Soula na targach w Genewie w 2008 roku. Bardzo mi się to pudełko podobało, miało pełno bajerów, podświetlane głośniki, kamerę cofania w lusterku wstecznym, pakiety stylizacyjne, kalkomanie, pakiety indywidualne. Pomyślałem, że Koreańczycy jako jedyni zrozumieli rynek, że to jest klucz do wyróżnienia się. Miałem Soula za naprawdę fajny samochód przez lata. I do dziś się nic nie zmieniło poza faktem, że nigdy wcześniej go nie miałem. I znowu ta Kia… Wszystko fajne ale te oszczędności i tandeta w całkiem niegłupim samochodzie. O ile w Optimie niektóre materiały były tandetne to w Soulu potrafiły być naprawdę krwiożercze. Na drzwiach jedna, czarna pokrywa plastiku po kubku z jogurtu. Zamknięcie drzwi brzmiało jak w Syrenie. Wygłuszenie?
- Cooo?! Nie słyszę!
Jak już się ruszyło to benzynowy 1.6 całkiem dziarsko się , skrzynia przyjemnie pracowała, układ kierowniczy był dość precyzyjny. Miałem nowe hamulce i opony więc jeździło jak nowe. I sprawiało fajne wrażenie dopóki się nie wyjechało w trasę gdzie okazywało się, że przy 120 km/h trzeba ustawić głośno radio bo hałas zagłusza własne myśli. Zabezpieczenie antykorozyjne w najlepszym stylu azjatyckim. Zanim zgnije to powinieneś kupić nowe czyli jakoś po 5-6 latach.
Auto dużo paliło, było głośne i miało bezsensownie twarde zawieszenie. A, i paliło sporo oleju bo seria silników 1.4 i 1.6 Hyundai/Kia miały wady wynikające z okrutnie tandetnych materiałów i proste silniki po stosunkowo niedużych przebiegach się kończyły. Winne były cylindry, które się szybko owalizowały, następował tzw „piston slap”, auta żarły coraz więcej oleju aż kończyły z zatartym motorem. Kia Venga mojego klienta zakończyła w ten sposób żywot po ok 100 tys km. Miał ją od nowości i prawidłowo serwisował.
Kolejne ładne auto, koncertowo schrzanione tandetą. Odkochałem się.
Co tam dalej?
Vectra. Ten klekoczący gruz, chrzęszczący w zębach. Miałem oryginalny plan, żeby go podreperować i sprzedać z kosmetycznym zyskiem ale w pewnym momencie był potrzebny awaryjny samochód w pracy do wożenia ludzi i bagażu od czasu do czasu no i został na ponad dwa lata. I to był błąd bo zaczęło się tam wszystko. Wszystko. I sumarycznie popłynąłem na nim koncertowo. Plus tego auta to ogromny bagażnik i naprawdę przestronne wnętrze. Nic to. Zdarza się. Wypadek przy graciarstwie.
A skoro o graciarstwie mowa to kupiłem sobie w zeszłym roku, jakoś w kwietniu bardzo fajnego grata. Zupełnym przypadkiem, jak zawsze. I okazało się, że raz na jakiś czas trafię coś naprawdę w niezłym stanie, coś co przywraca wiarę w życie pozavectrowe.
Akurat wiozłem do warsztatu coś na lawecie, wyładowałem się i już miałem wracałem ją oddać ale zadzwonił mój wieloletni klient, że jego siostra ma do sprzedania auto. Stare ale rzekomo niezarżnięte. Podjadę – stwierdziłem. Wyszło jakbym był rasowym Mirkiem handlarzem, zajechałem od razu lawetą, w roboczym polarku, obejrzałem pobieżnie, kopnąłem w oponki, przejechałem się, wyciągnąłem gotówkę, załadowałem auto na lawetę i odjechałem. Klient był w szoku, że w 15 minut od telefonu siostra się pozbyła auta. Wówczas w zasadzie nie miałem żadnego auta jeżdżenia. Vectry nienawidziłem do tego stopnia, że nie mogłem na nią patrzeć. Poza tym wicie, rozumicie. Nowe auto, nowa podnieta, nowy projekt, nowe wyzwanie.
No i trafiłem na Citroena Xsarę Picasso, pierwszej generacji po lifcie z 2006 roku. Polski salon, pierwszy właściciel, 1.6 HDi i aż 110 tys km nalotu. Miała kilka mankamentów estetycznych w postaci urwanej listwy bagażnika (idiotyczny design), jakichś delikatnych stuków z przodu (drobiazgi), rozbujanego fotela kierowcy i silnika, który chodził co prawda wzorowo ale nie miał mocy, jakby się dusił. Korozji brak, lakier ładny wnętrze po wypraniu całkiem do rzeczy.
Fotele musiałem pospawać za pomocą znajomego tapicera po się stelaż ułamał w jednym miejscu. Kilka drobiazgów zakupiłem na złomie za śmieszne pieniądze, kupiłem skandalicznie drogą tylną blendę klapy – towar deficytowy – wszystkie się łamią z powodu filigranowej konstrukcji.
Najwięcej problemów sprawiła diagnoza małej mocy. Auto niby przyspieszało ale bardzo ospale, nie wyskakiwały za bardzo błędy. Podejrzenia padły na turbinę ale skubana była śliczniutka, bez luzów i czysta. Oryginalna, fabryczna, widać, że ten przebieg jej nie zaszkodził.
W końcu okazało się, że przewody podciśnienia turbiny są zawalone brudem i padł zawór ciśnienia. Po przedmuchaniu przewodów i wymianie zaworu na nowe auto ożyło. Wymieniałem oleje, filtry, opony i nastał spokój. Z racji nowego biznesu musiałem cały sezon letni dojeżdżać po 40km do pracy w jedną stronę. Xsara pyknąła bez zająknięcia kolejne 10 tys. km.
Okazała się kompletnym przeciwieństwem Kii. Tamta mi się podobała i okazała się słabo-przeciętna, Xsara natomiast mi się nigdy nie podobała (nawet w momencie debiutu) a wyszło bardzo fajnie jeżdżące, komfortowe i ciche auto, które przy mojej eksploatacji potrafiło zamykać cały bak na 4.2 litra wedle wskazań kompa pokładowego. Oczywiście, to nie demon prędkości ale nikt do tego jej nie projektował. Za to komfort jazdy a zwłaszcza resorowanie przebija wiele nowszych aut, bezsensownie sztywnych i tłukących się po dziurach jak dorożka.
Jeszcze Polonez! Spędził ze mną już drugi rok. Niby go sprzedawałem ale bez większego zaangażowania poza wywieszeniem na nim kartki. Wyrób samochodopodobny z FSO ze współczesnym silnikiem 1.4 ze „sportowymi” siedzeniami to jest szczyt rodzimej patologii z połowy lat 90. Nic tam się nie trzymało kupy i nie miało sensu. Zapewne jestem za stary, żeby się tym jarać.
Postanowiłem, że sprzedam co niepotrzebne i tak: Soul poszedł na początku listopada, Vectra na początku grudnia a Poldek w Sylwestra. Odchudzony o 3 auta jestem zdecydowanie lżejszy psychicznie bo niepotrzebnie zajmowały mi głowę.
Xsara w zasadzie służyła mi za daily od kwietnia ale we wrześniu kupiłem kolejne daily, więc poszła w odstawkę i sprzedałem ją w bliskim gronie.
A co jest tym kolejnym? Tym razem już nie grat nad czym trochę ubolewam.
Otóż sąsiadka sprzedawała BMW X1, które kupiła nowe w salonie. Jako, że niedużo jeździ i auto stoi głównie w garażu to od 2017 roku najechała „aż” 48 tys. km a auto wygląda jak z salonu.
Co do salonu to sąsiadka chciała zawsze Mercedesa więc poszła i kupiła nowego GLA a ja nabyłem BMW. Diesel, automat, napęd na 4. SUV. Współczesny SUV wywołuje u mnie takie samo podniecenie jak zagregowane dane statystyczne populacji mrówek na Jamajce ale stan auta pozwala na pojeżdżenie nim ze dwa lata i nawet jak dobiję do 100 tys km to i tak będzie poniżej średniej rynkowej.
W pierwszej kolejności wymieniłem olej w skrzyni metodą dynamiczną (bo innej w tej skrzyni nie ma za bardzo) i zrobiłem jakiś serwis olejowy. Poza tym igła. Szykują mi się tarcze i klocki, są jeszcze fabryczne i już dobijają do końcówki.
Jakie to auto ma zalety? Jeździ przyzwoicie, precyzyjnie, względnie komfortowo. Jest wystarczająco przestronne jak na swoje wymiary, ma też całkiem sensowny bagażnik.
No i najważniejsze: ma ładny kolor. Gdyby był, nie daj Borze Szumiący, czarny to bym nie zdzierżył.
Wady? Ma, nawet kilka. Jest bezsensownie sztywny i twardy. Samo zawieszenie już takie jest a w dodatku ma run flaty, które swego czasu BMW z namiętnością pchało do każdego modelu i pozbywało się zapasu i jakiegokolwiek jego substytutu.
Po drugie osiągi. To jest druga od dołu wersja dieslowska ale ten najsłabszy ma 3 cylindry więc go nawet nie liczę. To jest 118d czyli dwulitrowiec o mocy 150 kucy. To o jakieś 50 za mało na współczesne czasy więc najsensowniejszą opcją była wersja środkowa czyli 120d, która miała już 190 koni co w zupełności wystarczało. Ta moja niby jeździ przyzwoicie, ma niby podwójne turbo ale jak się jej wciśnie gaz do deski, zwłaszcza próbując przyspieszyć to szybko dociera do kresu swojej chęci do współpracy i ma się wrażenie, że nie ma wystarczającego zapasu mocy. Jeśli będę chciał to poprawić, zostaje chiptuning. W tym modelu rzekomo można wejść w rejony 200 koni bez większego problemu dla ewentualnej trwałości i przy okazji zmniejszyć kosmetycznie spalanie.
Najbardziej wiek tego auta widać po multimediach, nawigacji i małym ekranie. To też się da załatwić kupując dedykowany wielki ekran na pół deski z androidem. Czy to zrobię? Nie wiem, zależy jak długo nim pojeżdżę. Brakuje mi asystenta martwego pola i podgrzewanej kierownicy. Czasem przydałby się lane assist ale powiedzmy, że to drobiazgi. Asystent hamowania jest jeszcze z epoki tych niedenerwujących. Czasem wyświetla alarm ale nie daje od razu po hamulcach i nie wbija zębów w kierownicę. Ma opcję hamowania ale wyłącznie w sytuacjach podbramkowych. Do takiej jeszcze nie dojechaliśmy i nie planujemy.
Jest elektrycznie otwierana i zamykana tylna klapa ale brakuje mi czujnika żebym sobie z pełnymi rękoma mógł pomerdać stopą pod zderzakiem i uruchomić to zdalnie.
Znak czasów: są zewnętrzne lusterka fotochromatyczne. Tzn kiedyś takie miałem w starym, dobrym E39. Ze zdumieniem wyedukowałem się, że w obecnych BMW producent przewiduje wyłącznie lewe lusterko fotochromatyczne. Widocznie uznaje że w prawe już kierowcy z tyłu nie świecą światłami. Poza tym ten fotochrom nie jest na całym obszarze lusterka tylko ma nieczynną obwódkę szerokości 1cm od krawędzi szkła. W praktyce to wystarcza, żeby auta oślepiały w tym wąskim pasku. Na pewno to w czymś pomaga i jest lepsze ale nie odkryłem jeszcze w czym.
Jedno jest pewne, mimo tych kilku lat na rynku auto w zasadzie mogłoby nadal stać w salonie jako nowe, wystarczyłoby odświeżyć multimedia. Oglądałem w salonie nowe X1. Poza tym, że jest większe na zewnątrz i niezauważalnie w środku, ma dwa duże ekrany to jest gorsze w obsłudze od starego. Mogę brzmieć jak dziaders ale nikt mnie nie przekona, że zastąpienie wszystkich fizycznych przycisków ekranem dotykowym jest lepsze. Tzn lepsze jest ale dla producenta, nie usera.
I po co ja mam widzieć na ekranie wszystko naraz? Jest tam nawalona taka ilość informacji, że przestaje to być czytelne a te, które ja uznaję za ważne są zagrzebane głębiej. I jak to jest u licha, że za obsługę mojego telefonu za kółkiem grozi mi mandat, więzienie i jestem nieodpowiedzialnym mordercą a obsługa wielkiego tabletu w poszukiwaniu prostej opcji jest już cacy?
Jest jeszcze jedna rzecz, która mi przeszkadza w ekranach, których nie mam w starych gratach. Jak jadę ciemnym zadupiem to ilość światła w kabinie, która mi świeci prosto w oczy jest przeogromna. Obserwuję w samochodach kierowców skąpanych w łunie światła z kokpitu. W nowym trudno je nawet wyłączyć bo tracimy możliwość obsługi pojazdu. Jak to jest, że ponad 30 lat temu w samochodach pojawiała się funkcja Night Panel, która wygaszała większość świecidełek zostawiając tylko prędkościomierz? Saab się tym chwalił nawet, że to zaczerpnięte z kokpitów samolotów, pozwala w sytuacji dużych ciemności na zewnątrz na odludziu więcej zobaczyć. Ba, mam to nawet w Cadillaku z 1987 roku z całkowicie elektronicznymi wskaźnikami bo już wtedy uważano że w określonych sytuacjach mogą potęgować zbytnią iluminację.
Najwyraźniej dziś wzrok ludzki się zmienił, widzimy jak koty i możemy mieć 5 ekranów świecących prosto w oczy, ambientowe podświetlenie deski, drzwi, foteli, podłogi i sufitu. Czekam na podświetlane logo na kierownicy. Przyda się bo wszystkie nowe loga są nowoczesne czyli czarne i płaskie. Pamiętajcie marki premium, to jam to wymyślił i chcę tantiemy!
A, że ten wpis jest już naprawdę za długi to życzę wam szerokości w nowym 2025. Resztę perypetii, zwłaszcza zabytkowych może opiszę w innych wątkach.
Najnowsze blogi
Dodano: 2 dni temu, przez yatsec
Kolejny rok za nami. W rupieciarni znowu się trochę działo. W kulminacyjnym momencie stadko liczyło już 14 sztuk i należało podjąć kroki zmierzające do jego redukcji.
Należałoby ...
19
komentarzy
Dodano: 9 dni temu, przez JuliuszK1000
Zrobiłem teraz podsumowanie. 10 lat temu, 4 listopada odebrałem z salonu C5. Przez ten czas wydałem ok. 100 tys. zł: paliwo, ubezpieczenie OC, AC i Assistance, myjnia, parkowanie, przeglądy ...
36
komentarzy
Dodano: 14 dni temu, przez JuliuszK1000
Kierowca Primery "Pszczółki" popełnił błąd, wyjechał, zajechał drogę i auto dostało lekko z boku. Ze względu na korozję, pojechała na złomowiec.Taka ciekawostka - łańcuch rozrządu ...
14
komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
"To, że metrykalnie przynależymy do jakiegoś pokolenia nie oznacza, że należy przypisywać nam wszystkie cechy opisujące dane pokolenie"
Oj chyba tak, bo ostatni sprzedany to chyba Lanos? a reszta w zasięgu ręki.
Ty uważaj lepiej żeby nie zostawić pitola na wycieraczkach od szyb.
"Mnie zamieć na oddzielną stertę"
1925-1945 – tzw. pokolenie ciche
1946-1964 - BB, czyli Baby Boomers
1965-1980 - pokolenie X
1981-1990 - Pokolenie Y (Millenialsi)
1991-... - Pokolenie Z - „digitalne bogactwa” znajdują się w zasięgu palca (z łac. digitus)
Z zastrzeżeniem, że każde poprzednie pokolenie od obecnego jest określane przez nie jako boomersi. Powyższe "portrety pokoleniowe" to próba ich ogólnej charakterystyki. To, że metrykalnie przynależymy do jakiegoś pokolenia nie oznacza, że należy przypisywać nam wszystkie cechy opisujące dane pokolenie.
Masz ubaw z samochodami...
Do Siego Roku!