Po sytuacji jaka miala miejsce na drodze, opisywanej w poprzednim dzienniku dopiero dzis udalo mi sie zdiagnozowac usterke ... chcialem tego dokonac wczoraj zaraz po swietach ale niestety stacja diagnostyczna na ktora jezdze miala wolny termin na dzis na godzine 17ta.
Po wstawieniu autka na stanowisko, ogledzinach zawieszenia szczesliwie okazalo sie ze zaden z tych cholernych wielu wahaczy nie zostal uszkodzony, koncowki drazkow wpozadku, laczniki stabilizatora rowniez a przyczyna sciagania autko na lewa strone to po prostu utrata zbieznosci ... chyba dosc mocno uciekajac dalem rade przydzwonic w kraweznik. Na szczescie godzinka roboty sprawnego fachowca plus dobre przyrzady i samo jego od serca zaangazowanie w temat dalo efekt. Calosc kosztowala az 50 PLN i teraz Helmucisko jezdzi ladnie prosciusienko, nie sciaga go a i kierownica wrocila do swojego pierwotnego polozenia. Ja odetchnalem z ulga bo nie musze znowu inwestowac w dosc kosztowna wymiane.
Jutro zabieram sie za poszukiwania lancuchow na kola zeby na piatkowy wyjazd znalazly swoje miejsce w bagazniku. Moze nie beda potrzebne ale lepiej miec niz pozniej kombinowac.
Pozdrowionka