Wpis w blogu auta
Daewoo Lanos
Dodano: 13 lat temu
Blog odwiedzono 6407 razy
Data wydarzenia: 04.01.2012
Epilog pewnej historii!
Kategoria: serwis
W dniu dzisiejszym kategorycznie i definitywnie zakończyłem pewną historię związaną z niedomaganiem mojego „sławnego” już w pewnych kręgach Lancelota.
Historia ta rozpoczęła się już prawie pół roku temu (dnia 11.05.2011r. przebieg 204 378 km), czego efektem była pierwsza w 13 letniej karierze tego pojazdu usterka, uniemożliwiająca ruszenie spod domu. Padł rozrusznik.
Sprawę opisałem wtedy w Dzienniku pokładowym i dlatego wrzucę tu tylko odnośnik dla chętnych, którzy są zainteresowani: http://www.autocentrum.pl/awc/dzienniki-pokladowe/daewoo-lanos/no-i-masz-babo-placek-13037/
Niestety wraz z regeneracją rozrusznika problem nie zniknął i już 23.09.2011r. (przebieg 208 100 km) Lancelot kolejny raz odmówił współpracy. Tu się trochę wkurzyłem, bo dostałem zje_kę od mojej lepszej połowy, że pokpiłem sprawę. Jak zawsze trafiła w mój czuły punkt a ponieważ z natury jestem „spokojnym człowiekiem” przyjąłem krytykę na gardę bez rekontry i postanowiłem działać szybko.
Zapaliwszy auto „na pych” przy współudziale moich sąsiadów (tu ich serdecznie pozdrawiam) zawitałem u mojego znajomego mechanika z wizytą serwisowo-gwarancyjną. Chłopak popatrzył, postukał i już miał wyciągać niedomagający rozrusznik, gdy jego wzrok padł na kable biegnące do rozrusznika. Na jednym z nich zauważył nagar niewiadomego pochodzenia (wg mnie to zaschnięty płyn chłodniczy). Po zdrapaniu go i oczyszczeniu kabli rozrusznik zaczął gadać. Zadowolony z siebie mechanik oddał kluczyki w moje ręce i kazał wracać na łono rodziny.
Szczęście rodzinne nie trwało jednak długo! W dniu 15.11.2011r. (przebieg 209 350 km) telefon do pracy od zbulwersowanej mojej żonki, że stoi właśnie przed sklepem i auto nie chce zapalić. Wysłuchując żali prawie na baczność wsiadłem w Picadora i z kolegą pojechaliśmy zobaczyć co się dzieje. No tak, znowu rozrusznik i kolejny raz przeszedłem przećwiczoną wcześniej ścieżkę – zapłon na pych, wizyta u mechanika, demontaż rozrusznika, oczekiwanie 1 dobę, powrót i odbiór naprawionego autka. Tym razem była to wymiana pękniętego bendix’a.
Nie minęły 4 tygodnie problem wraca jak uderzenie bumerangiem. Tym razem zostałem poruszony do tego stopnia, że postanowiłem kupić nowy, oryginalny rozrusznik i udać się do innego mechanika. Mam nadzieję, że problem został definitywnie zakończony dziś tj.4.01.2012r (przebieg 210 841 km) o czym wam natychmiast donoszę.
Teraz koszty:
200zł (I wizyta) + 20zł (II wizyta) + 130zł(III wizyta) + 330zł (wizyta dzisiejsza) = 680zł (mój spokój wewnętrzny)
Dla poprawienia sobie humoru kupiłem jeszcze Lancelotowi nowe dywaniki, bo te które kupiłem w ubiegłym roku nie wytrzymały długo. Tym razem samochód dostał najlepsze z możliwych firmy Geyer&Hosaja!!!
Poniżej kilka fotek uwieczniających ostateczny sukces i oczywiście nowe dywaniki!
Dziękuję za uwagę

Najnowsze blogi
Dodano: 1 dzień temu, przez Egontar
Trochę zaległych spraw na zaległy wpis. Co prawda C5-tka hula już od 1,5 miesiąca, to z dziennikarskiego obowiązku a może z własnej wygody (coś jak pamiętnik dla coraz gorszej pamięci ;)) ...
10
komentarzy
Dodano: 1 dzień temu, przez darek-k
ze względu na panujące warunki pogodowe w tym roku znacznie opóźni się mój start w tym sezonie
nie lubię marznąć na motorze, więc czekam aż temp będzie znośna
3
komentarze
Dodano: 6 dni temu, przez humvee5
"Jeśli samochody cię użądliły i ta opuchlizna nie schodzi, to nic z tym nie zrobisz". To wyjaśnia, czemu dziennie na spędzamy na aWc średnio kilka minut, by podpatrzeć użądlenia u innych, ...
29
komentarzy
Marki społeczności
Aktualnie online
Szukaj znajomych

Ale ta też jest niezła jakościowo, pełny welur!
1 wizyta z wymianą na nowy rozrusznik 330zł
nowe nie zawsze znaczy drożej
Oby mniej takich wizyt u mechanika...
Gratuluję dziennika dnia!
Kolega Egontar uzmysławia mi że rozrusznik może być słabym punktem mojego auta