Pewien "Pan", a raczej słowa "debil", "bezmózg" tudzież "idiota" bardziej by pasowały by go określić, zadowolony (lub nie) z wyniku meczu Euro 2012 Polska-Czechy stwierdził, że kilka piw które wchłonął przy tym emocjonującym spotkaniu, oraz ścieżek które wciągnął niechybnie chcąc zwiększyć doznania towarzyszące tego typu rozrywce, to trochę przymało, więc należy podjechać na stację i dopakować %. Z ulicy Sieleckiej na warszawskim Mokotowie, miał do przejechania 650 m (w jedną stronę) na najbliższą (jak sama nazwa wskazuje) stację Bliska. Nieopatrznie zdecydowałem się pozostawić na noc auto na ulicy Chełmskiej (niestety na trasie przejazdu tego... no.) Najpierw będąc w mieszkaniu około godziny 21.30 usłyszałem huk, który w mojej ocenie zabrzmiał jak trzaśnięcie klapą od wielkiego kontenera na śmieci, spostrzeżeniem podzieliłem się z dziewczyną, która lekko rzuciła, że to nie kontener, a na pewno ktoś komuś w auto przywalił. Poczułem delikatne uszczypnięcie podświadomości w stylu "o k**wa, mój!" i już miałem wyjść spojrzeć, ale zająłem się czymś innym. Nastała godzina 23.00, wyszedłem na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza i odruchowo rzuciłem okiem na Cougara, pierwsze co wzbudziło moje zainteresowanie to fakt, że dziwnym trafem zaparkowałem na jajeczko z samochodem przede mną, a ten co dziwniejsze również zatrzymał się w ten sposób w stosunku do auta stojącego przed nim. Drugim zaskoczeniem była ilość miejsca (na 2 samochody) jaką zostawiłem za sobą do kolejnego auta. Procesy myślowe o takiej godzinie pozostawiają wiele do życzenia i gdy bliżej przyjrzałem się tylnej lewej ćwiartce zbladłem, nogi wrosły mi w ziemię i dotarło do mnie, że to jednak był mój... Zakładanie butów w tempie "Flasha Gordona", bieg po schodach z 7 piętra (na windę nie chciałem czekać) pamiętam jak prze mgłę, wybiegłem na ulicę i zobaczyłem, to czego zobaczyć najbardziej się obawiałem... Zderzak tylny, lewa strona w strzępach... Błotnik podwinięty pod spód... Wahacz zmodyfikowany do tego stopnia, że koło dotykało karoserii... Przedni zderzak porysowany... W środku auta, totalny Sajgon, jakby ktoś wrzucił granat... Usiadłem na krawężniku i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Telefon-997-"czekaj na połączenie", dyżurny odebrał, podałem swoje dane i opisałem sytuację, okazało się, że sprawę przybliżył już wcześniej poszkodowany z auta stojącego za mną, gdyż był na wysokości mojego samochodu gdy ten... no, w niego przywalił przy okazji urywając lusterko w jego aucie, "podjedzie patrol, proszę czekać". Moja kobietka uzbrojona w aparat zaczęła robić zdjęcia w ramach dokumentacji szkody, ja zauważyłem wizytówkę za wycieraczką a na niej dopisek "Jestem świadkiem i drugim poszkodowanym", trochę odetchnąłem. Przyjechał patrol, spisali dokumenty, pouczyli co robić dalej i dobranoc. Stwierdziłem, że nie zasnę na razie, więc wybrałem się na spacer "a nuż znajdę gościa"... i znalazłem. Ciemnozielone Polo, konkretnie rozwalone z praktycznie wyłamaną prawą półośką, stało dwie przecznice dalej. Aparat - dokumentacja. Po wszystkim wróciłem do mieszkania i jakoś zasnąłem. Następnego dnia był kontakt ze świadkiem z wizytówki, porządny facet, przy czym jedyne co społeczeństwo mogłoby mu mieć za złe, to fakt, że zamiast do narąbanego i naćpanego gościa wzywać policję kazał mu podpisać oświadczenie. Ale dzięki opatrzności, że w ogóle tam był... Sprawca zwlekał ze spotkaniem celem podpisania oświadczenia, wyłączał telefon, umawiał się po czym nie przychodził, więc sprawę zgłosiłem na policję. Okres Euro 2012, więc pełne ręce roboty, sprawę zamknęli 27.08.2012, w między czasie pojawił się rzeczoznawca, wycenił szkodę na 7000 i pieniądze 1.09 pojawiły się na koncie, samochód po miesiącu w serwisach, na oryginalnych częściach wyjechał 9.10 znowu piękny i pachnący. Miałem nadzieję, że limit pecha już wykorzystałem, ale prawdopodobnie w wyniku tego zdarzenia delikatnie naruszyła się szyba czołowa i zaczęła mi lecieć rysa...
No to chyba, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Rzeczoznawca dobrze wycenił szkodę, czy jak zwykle to bywa za mało?