Był to a raczej jest Polonez. Zakupiony przez znajomego na poczet silnika 1.4 Rovera. Sam silnik szybko się skończył i nie miał polotu (OHV-ka mimo wszystko jest bardziej wartościowa). Aktualnie u znajomego siedzi 1.8 Rovera i to już robi swoje (chociaż już planuje jak by mu turbinę dorzucić ).

Auto kupiłem co by mieć silnik do Mariana. To stary silnik znajomego, 1.6 na monowtrysku czyli taki sam jak u mnie. Jednak do kompletnej generalki wystarczy splanować głowicę i wymienić uszczelniacze zaworowe. Zdrowo cisnął dla tego się skusiłem. Auto za cenę złomu właściwie.

Ciągnięty pod dom ze 3km ponieważ silnik ma jak w Maluchu w dupie

Aktualnie nie ma przedniego zawieszenia ani hamulców. Środek też wybebeszony (w końcu dorobiłem się piwnicy, muszę poogarniać parę gratów z budy w końcu). Wszystko luzem leży.

Jako iż Truck, którego zakupiłem (o nim napiszę niebawem bo już ma historię nie lada) przed wyjazdem wakacyjnym ma taki sam kolor niemal (wszystko może się zmienić) przeszczepię do niego maskę i nadkola na pewno. Dodatkowo myślę nad dachem. No i w tym Carusie konserwacja podwozia została zrobiona... nigdy nie widziałem w Polonezie takiej pancernej konserwy! Parę razy się nią ubabrałem cały co było problemem przy braniu prysznica.

Zasadniczo jestem trzecim właścicielem. Auto stoi na pierwszego (miły starszy pan ze wsi 8km od Jelcza, autem jeździła jego córka, był raz walnięty bo ma pękniętą lekko podłużnicę). Czyli już zaginęło w eterze. Dla pewności za jakiś czas dorwę jakiś prezesów w innym mieście i "pogonię" samą umowę za "dobry" posiłek i polską czystą biznes wodę (za 20zł nie załatwisz nic, za pół litra wszystko!).

Reszta blach pocięta pojedzie do huty zapewne (na auto skupie z Oławy stwierdzili, że auto chociażby bez silnika mogą odebrać za darmo... frajerów szukają).