Witam.
Sytuacja wyglądała następująco:
Wracamy sobie z żoną i córeczką do domu po wizycie u znajomych.
Żona za kierownicą ("pędzi" jakieś 70-80km/h), godz 22:40, obwodnica Lubartowa. Pusto na drodze, z lewej strony na skrzyżowaniu podjeżdża Opel Vectra i nie zatrzymuje się na STOPIE wjeżdżając przed nasz samochód. Kończy się to uderzeniem w jego tylne koło. Pasażer z Vecktry od uderzenia wybija czołem boczną szybę! Córka nawet się nie obudziła.
Wychodzę z samochodu zobaczyć czy nikomu nic się nie stało, w ciągu minuty podjeżdża karetka - jak w filmach amerykańskich (akurat wracali gdzieś z wezwania), zabrali gościa z guzem na prześwietlenie. Później straż pożarna posprzątać szybę, na koniec policja spisać notatkę.
Na zdjęciach widać obrażenia samochodu, na szczęście poduszki nie wystrzeliły. Okazało się że chłodnice nie zostały uszkodzone, nawet lewą lampę uratowałem. Części kupiłem pod kolor, podłużnic też nie trzeba było prostować.
Walka o odszkodowanie była z MTU. Samochód przed kolizją wycenili mi na 18100zł i taka kwota mi odpowiadała jednak nie chcieli ode mnie zabrać "wraku" i wypłacili tylko różnicę ceny przed i po stłuczce Co lepsze - uznali że auto nie opłaca się naprawiać - uznali szkodę całkowitą! co dla nich było oczywiście na rękę. Dopiero po odwołaniu i postraszeniu sądem dopłacili dodatkową kwotę, którą już była dla mnie satysfakcjonująca.
Z całej tej przygody szkoda mi tylko że nie mam już auta w 100% bezwypadkowego, a takich bardzo mało jeździ na polskich drogach...
Pozdrawiam