Dnia 11.01.2012 roku dostałem od pewnej nieznajomej prezent, w postaci zajumania portfela z kompletem dokumentów (dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie itp).
Przekonałem się, w jaki sposób działa nasze Państwo w takich przypadkach...
Po pierwsze: zgłosiłem automatycznie kradzież do banku a bank zablokował dowód osobisty i karty. Szybko wykonane i "bezbolesne".
Po drugie: zgłosiłem na Policję fakt kradzieży. Dosyć miły Policjant z miejsca traktował mnie jak podejrzanego chyba. Kilkukrotne wypytywanie o to samo... podchwytliwe, znienacka zadawane pytania... Ponad godzina składania zeznań, żeby się dowiedzieć... że i tak nic to nie da.
Po trzecie: MERITUM wpisu: wizyta w wydziale komunikacji. 170pln za wydanie miękkiego dowodu rejestracyjnego i przyjęcie zgłoszenia o kradzieży (zgłoszenie na Policję nie wystarcza, trzeba wszędzie po kolei wypełniać papierki/ zaświadczenia o kradzieży...). Oczywiście ŻADNEGO zaświadczenia o posiadaniu uprawnień do prowadzenia pojazdów wydział komunikacji nie wydaje... Jeździć nie wolno! Kategorycznie zabronione.
Tak sobie pomyślałem... dobrze, że nie jestem zawodowym kierowcą... bo miałbym 2-3 tygodnie wyjęte z pracy.
I tu nasuwa się pytanie: DLACZEGO tak rozbudowany aparat biurokratyczny, nie może wydać jednego papierka, który będzie stwierdzał, że mogę prowadzić pojazdy bo posiadam kat. B?
Nikogo w urzędzie to nie interesuje, bo są procedury... które nijak odnoszą się do realiów... Policję oczywiście nic to też nie interesuje i albo bierze taki nieszczęśnik 50pln mandat albo do sądu...
...
Oczywiście w "po czwarte" trzeba jeszcze zgłosić kradzież dowodu osobistego...

Aparat biurokratyczny, na który łożymy naprawdę wielkie pieniądze, działa chyba jakoś nie tak...