Tutaj jesteś:
Społeczność
»
Blogi
»
Blog auta Ford Focus Służbowy Fusek
»
Kraków, Oświęcim i lewoskręt - czyli przygody fuska cd.
Wpis w blogu auta
Ford Focus
Dodano: 12 lat temu
Blog odwiedzono 1771 razy
Data wydarzenia: 13.02.2012
Kraków, Oświęcim i lewoskręt - czyli przygody fuska cd.
Kategoria: inne
Po perypetiach z fuskiem przyszedł czas na zaplanowany weekendowy wypad do Krakowa.
Nie pierwszy już raz skorzystałem z usług Grupera i zakupiłem kupon opoważniający do spędzenia weekendu w krakowskim Kazimierzu. Do samego wyjazdu nie wiedziałem czym pojedziemy, bo jak się do tej pory okazywało ford był nie przewidywalny. Spakowaliśmy się i do auta. Mimo wszystko tarbę postawiłem przy aucie i ropocząłem próby uruchamiania. Pierwsza - usłyszałem znajomy dźwięk "psryk" i nic. Druga znów pstyk. Już mieliśmy odpalać "żabeszkę" czyli citroena C2 ale podkusiło mnie i spróbowałem raz jeszcze. Tym razem usłyszałem wrum i rozległ się dźwięk klekotu diesla. Więc torba do bagażnika i w drogę.
Piątek - 10 lutego
Wyjechaliśmy z pod domu o 9.30. Nie chciałem pchać się przez Łódź i Częstochowe, więc wybrałem, można powiedzieć naszą firmową drogę, która może nie zachwyca swą równością ale jestem zdania, że lepiej ch....wo jechać niż dobrze stać
Płock - Łowicz - Skierniewice - Rawa Mazowiecka - Opoczno - Jędrzejów - Kraków
Dawno już tą trasą nie śmigałem i napotkałem na liczne utrudnienia, objazdy i roboty drogowe. Rzecz tu można, że widać że Poska przygotowuję się do Euro. Mimo wszystko dojechaliśmy do Krakowa i się zaczęło. Ale spokojnie, fusek śmigał dalej to moja navi, jaką mam w telefonie zaczeła fiksować. Gubiła sygnał, mimo jazdy po drodze ona twierdziła, że jadę po polu. Szczytem wszystkiego były 4 wypowiedziane po sobie komendy:
- za 40 metrów skręć w prawo
- następnie pozostań na prawym pasie
- skręć w lewo
- jeśli to możliwe, zawróć
... k.....łem na czym świat stoi ale jechałem dalej. Gdy znalazłem się już koło starego miasta, co nieco mi się przypomniało i przynajmniej bez navi wiedziałem gdzie jestem. Zatrzymaliśmy się w końcu i udaliśmy się po odbiór kluczy do siedziby "hotelu". Na miejscu poza kluczami, dostaliśmy małą mapkę, która jak się później okazało pomogła nam poruszać się dalej po Krakowie. Od miejsca gdzie dostaliśmy klucze do naszego zakwaterowania było bardzo blisko ale znów navi pokazała co potrafi i gdyby nie otrzymana wcześniej mapka, jazda na miejsce potrwałaby znacznie dłużej
Wkońcu udało się. Pokój znajdował się przy ulicy Dietla na Kazimierzu. Kamienica ładnie odrestaurowana, mimo wszystko czuć było upływ czasu. Po trzeszcących drewnianych schodach dotarliśmy na 2 piętro, gdzie znajdował się nasz apartament. Po otwarciu drzwi naszym oczom ukazał się ładnie urządzony, choć w nie naszym stylu apartament z pokojem dziennym, sypalnią, kuchnią i łazienką. Powiem szczerze, że gdybym miał za niego zapłacił tyle ile sieć za niego normalnie chce czyli 903zł, w życiu bym go nie chciał. Wiem, że Kraków nie jest tanim miastem ale jak dla mnie to zadużo. No ale kupon kosztował mnie tylko 260zł, więc za tyle było OK.
Jedno co rzucało się to wysokość, tak ok. 4,5m. Liczne zwięczenia sufitu oraz stare ale ładnie zachowane meble. O dziwo tylko w pokajach, ponieważ kuchnia była wyposażona już nowocześnie. Widać było sporo włożonej w niego kasy ale jednocześnie pewne nie dociągnięcia oraz wręcz niepasujące detale czy np. stolik pod telewizor.
Podróż dała nam się trochę we znaki i po krótkim spacerze, postanowiliśmy zjeść dobry posiłek i iść od razu odpocząć do pokoju. Ale tu kolejne małe coś, bo o dziwo znajdujące się w pokoju tv, odbierał jedynie stacje radiowe. Zadzwoniłem od razu do opiekuna i w tempie błyskawicy pojawił się konserwator, który próbował, próbował i nic. Nie pomagła nawet wymiana tunera sat. Konserwator stanął jednak na wysokości zadania i przyniósł nowy tv, na którym było choć kilka kanałów kablówki. Swoją drogą, chłop się namęczył, przytargał wielki telewizor zamiast zaprogramować stary ale coż najwyraźniej tak było mu wygodniej
Wydawać się by mogło, że na dziś po perypetiach z navi oraz nie działąjącym tv to był koniec ale nie. Położyliśmy się spać, już prawiewitałem się z gąską a tu nagle coraz głośniejszy dźwięk strażacekiej syreny. Głośno, głośniej aż 2 wozy zatrzymały się tuż pod naszym oknem. Od razu gacie na d..., bo nigdy nic nie wiadomo kiedy trzeba będzie z p....ać. Ruch zrobił się ogromny ale jak się później okazało chyba to był fałszywy alarm, bo strażacy ponoć odjechali po 1,5 godzinnym postoju. Mówię ponoć, bo ja już tego osobiście nie pamiętam Moja dziewczyna za to tej nocy cierpiała na bezsenność i do 4 nad ranem niuchała wszędzie i szukała np. dymu
Sobota - 11 lutego
Wstaliśmy ok. 8.30. Plan na dziś Wawel i napewno stare miasto. Ale jednak najpierw podróż na parking i próba uruchomienia fuska. Wiecie, jak coś to miałem czas na wezwanie lawety Odpalił ale tym razem za 2 razem - tenedencja zwyżkowa
Na Wawelu byłem ostatnio latem i wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Pełno było wtedy kwiatów i zielonych drzew a dziś tylko biały śnieg. Mimo wszystko miejsce to nawet przykryte śnieżną kołderką ma sporo uroku.
Po wizycie w kasie zakupiliśmy bilet na wszystko co było możliwe do obejrzenia. Ogółnie nie można było robić zdjęć ale z wyciszonym iphonem z ukrycia parę wykonałem.
Nie będę się rozpisywał co widziałem, bo nie sposób było wszystko spamietać. Wiele z Was pewnie już tu było, wiec wie jak pięknym i majestatecznym kompleksem jest Wawel.
Po wizycie na Wawelu udaliśmy się Stary Rynek na małe co nie co a potem na jeszcze jedno ale to już tylko na dobrą kawę po irlancki i gorący jabłecznik z lodami.
Po lodach, he he weszliśmy do podziemi znajdującymi się pod sukiennicami. Jeśli ktoś z Was nie był, gorąco polecam. Całość robi naprawde niesamowite wrażenie.
Po wyjściu z podziemi zorientowaliśmy się, że jest już ok. 18 - cały dzień na nogach. Dzień uznaliśmy za bardzo udany i jednocześnie jak wskazało poranne uruchomienie auta można było spokojnie udać się na spoczynek do pokoju.
Niedziela - 12 lutego
Dzień wcześniej już zaplanowaliśmy w drodze powrotnej przejechać przez Oświęcim, stąd wstaliśmy przed 9 i od razu zaczeliśmy się pakować. Mimo wczorajszego rozruchu nie miałem wiary w możliwości forda i znów poszedłem najpierw na parking. Szok - odpalił od pierwszego
Ruszyliśmy w stronę A4, uprzednio zahaczając o Ikee. Szybkie zakupy i dalej na A4. Pozwoliłem sobie na niej puścić fuska, by pooddychał pełną piersią
Po parudziesięciu minutach kierując się znakami dojechaliśmy do obozu. Powiem, że oglądać zdjecia czy filmy o nim to jedno ale zobaczyć to zupełnie co innego. Przeszliśmy przez bramę śmierci i obydwoje poczuliśmy się dość dziwni. Znaleźliśmy w miejscu gdzie zginęło tyle istnień ludzkich.
Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że jesteśmy w Brzezińce a muzeum jest parę km wcześniej. Udaliśmy się tam i weszlismy przez słynną bramę z napisem "ARBEIT MACHT FREI". Mimo braku przewodnika, obeszliśmy prawie cały obiekt. Tak naprawdę na co przewodnik? Przecież to nasza historia, której każdy uczył się jej w szkole.
Powiem Wam, że rozwaliła mnie najbardziej pewna murzynka. Cykala zdjecia wszystkiego co tylko było można. Dla mnie to było nie pojęte. Ciekawe co ona czuła bedąc w tym miejscu ale zapewne nie to samo co my.
Po 2 godzinach ruszyliśmy w drogę do domu. Jak się pewnie zorientowaliścię, już słynną gierkówką - Katowice-Częstochowa-Łódź. Ścieżka była czysta, więc pomykało się świetnie. Kilometry ubywały w tempie błyskawicy aż do Łodzi
Niespodziewałem się tego co się stanie. 2-wu pasmówka, na lewym parę aut a na prawym tylko 1. Zielone światło, więc jadę. Dojeżdżam do skrzyżowania a tu nagle przed maską ukazuję mi się pegeocik. Mimo powolnego ruchu, po heblach ale i tak bum. Pan zwyczajnie wychylił się zbyt mocno zza auta, które zatrzymało się by go przepuścić. Jeden go przepuścił ale powinien zobaczyć, że ja jadę obok ale cóż... Prędkosć niewielka to i szkody niewielkie. Poleciał mi tylko reflektor i troszkę zderzak i błotnik. Od razu wezwałem policje. Pan od razu mnie przeprosił. Wina było jednoznaczna. Mimo wszystko ktoś kto mnie zna, powiedziałby od razu - jak on jeździ, 2 auta załatwił w ciagu 2 miesięcy. A jak widać prawda jest inna.
Ograniczone zaufanie do innych użytkowników ruchu to jak się na własnej skórze przekonałem jest zasadą, o której choć na chwilę nie można zapomnieć.
Całość potrwała poredziesiąt minut i ruszyliśmy dalej. Jak się później okazało już bez przygód.
Starałem się aby było krótko ale znów palce poleciały mi po klawiaturze Ciekawe czy ktoś doczytał do końca???
Ostatnia aktualizacja: 13.02.2012 16:15:31
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 17 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 25 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Samochód z śnieżnymi rysunkami autentycznie mnie rozwalił
Trochę za dużo przygód ,jak na jednego Forda
A mam już ponad 1200 na liczniku.
Z audi w roli głównej mam jeszcze lepsze zdjęcie
Gratuluje Dziennika Dnia
Wybieram się niedługo na Wawel i chciałbym się upewnić.
Jaki był powód że nie można robić zdjęć na Wawelu ?
Domyśliłem się i jak najbardziej rozumiem . Ale gdybyś jeszcze kiedyś się tu w nasze strony małopolskie zaplątał...