Tutaj jesteś: Społeczność » Blogi » Blog kierowcy luxforos » Moja pierwsza przygoda motoryzacyjna







Prześlij sugestię
Wpis w blogu użytkownika luxforos
GA
Wcześniej jeździł: Opel Corsa, Renault Scenic
Dodano: 10 lat temu
Blog odwiedzono 741 razy
Data wydarzenia: 07.09.2014
Moja pierwsza przygoda motoryzacyjna
Kategoria: inne
Prawo jazdy kat. B zdobyłem pod koniec lata 1977, czyli tak dawno, że niewielu pamięta tamte czasy. Natomiast wielu może mieć wątpliwości, czy aby teoria o całkowitym wymarciu dinozaurów jest prawdziwa. Kategorię C natomiast zdobyłem rok później, kiedy to byłem już posiadaczem Fiata 125p. Nabyłem go na giełdzie samochodowej, z tak zwanej "drugiej ręki" choć często po czasie okazywało się, że tych "rąk" bywało o wiele więcej, szczególnie lewych (to nie ma mieć pejoratywnych wydźwięków, bo sam jestem leworęczny). W tych dawnych czasach nowy samochód było trudno zdobyć, bo i drogi i niełatwo osiągalny ze względu na popyt przewyższający podaż. Dlatego większość amatorów wytworów motoryzacji swoje marzenia spełniało (o wiele częściej nie) na giełdach samochodowych. Tak też było, jak wspomniałem, w moim przypadku. Chodziliśmy z moją lepszą połową po chwaszczyńskim polu (niedaleko Gdyni), na którym usadowiło się wiele rozmaitych mniej lub bardziej zaawansowanych wytworów myśli technicznej, choć większość z nich była głównie zaawansowana wiekowo. Kiedy już nasze buty były pokryte dość grubą warstwą kurzu, co dowodziło naszej wytrwałości poszukiwawczej, w oczy wpadł nam Fiat 125p. Wpadł dosłownie, bo jego strażacko-czerwony kolor przywołał nas lub przyciągnął - jak grawitacja przyciąga wszystko, co znajdzie się w polu jej działania. Ładny, lśniący lakier niemłodego auta u doświadczonego "samochodziarza" powinien zapalić lampkę ostrzegawczą. Powinien,ja natomiast byłem świeżo upieczonym i na dodatek nieopierzonym kierowcą, a ostrzegawcze lampki znałem tylko z sygnalizacji świetlnych na skrzyżowaniach. Kupiliśmy więc to auto i tak zaczęła się moja przygoda w odkrywaniu tego, co wchodzi w skład finalnego produktu zwanego samochodem. Już pierwsza, niedzielna jazda tuż po zakupie pozwoliła przekonać się, że koła nie tylko się kręcą, ale i "lubią" w najmniej spodziewanym momencie pozbywać się całej zawartości mieszaniny gazowej w gumowych warstwach zewnętrznych, zwieńczających stalową obręcz zwaną felgą. Wyjąłem więc z bagażnika zestaw naprawczy - czyli lewarek, klucz do kół, no i koło zapasowe. W tym momencie przekonałem się, z jak wielką siłą grawitacja ziemska przyciąga samochód. Pomimo tego, że lewarek spełniał swoją powinność, samochód nie oddalił się od podłoża ani o centymetr. Okazało się po wstępnych oględzinach, że tylko niewielki fragment progu pokonał przyciąganie ziemskie i uniósł się na tyle wysoko, że straciłem go z oczu zupełnie, bo pochłonęło go czarne niczym kosmiczna czarna dziura wnętrze progu. A Lewarek miałem podłożony w przeznaczonym do tego miejscu. Tak więc już na samym początku zdobyłem wiedzę na temat tego, co może znajdować się pod lśniącą warstwą lakieru i że niekoniecznie musi to być blacha. Później dopiero, z lektury mądrych książek dowiedziałem się, że to, co było pod tym lakierem było efektem zbyt zażyłych stosunków stalowej blachy z tlenem i wodą w dłuższym czasie. Tak więc wiedziałem już, że lakier nie tylko nadaje barwę, ale i na jakiś czas spaja resztki tego, co kiedyś było blachą. Niewiele później poznałem budowę różnych podzespołów i naocznie stwierdziłem, jak wygląda od środka to, co wprawia w ruch tą odpowiednią ilość materii składającą się na całość nazwaną "samochodem". Wiedziałem już wtedy na pewno, że jest to nazwa niezbyt trafiona, bo toto nie tylko samo nie chodzi, ale często nawet nie jeździ. Z czasem doprowadziłem ten pierwszy mój pojazd do stanu względnej używalności, a zdobyta przy okazji wiedza mogła być gwarantem lepszych wyborów w przyszłości. Czas pokazał, że niekoniecznie, bo żadna wiedza nie uchroni w 100% przed błędami podczas oględzin kupowanego pojazdu. Tego typu rozmaite uciążliwości wpisane były w tamtą rzeczywistość, bo z pewnością wielu moich rówieśników pamięta, że i z nowymi produktami było podobnie, o czym świadczy kuriozalny choćby fakt, że zazwyczaj pierwszymi lokatorami nowo oddawanych mieszkań były ekipy remontowe. Ale i to miało swoje "uroki", co dzisiaj wielu podkreśla czy nawet z nostalgią wspomina. Jedno jest raczej pewne: oprócz ciągłych frustracji i utyskiwań sytuacje te wyzwalały w naszych rodakach pokłady zaradności i przedsiębiorczości, co w konsekwencji przyniosło (lub powinno przynieść) jakieś pozytywy.
Dodano: 10 lat temu
przemilczę, że czasami pierwszy start to falstart...
Dodano: 10 lat temu
Do darhad: "pierwsze auto jak pierwsza kobieta", czyli: mały przebieg, mało luzów, mało pali, mało pije i w ogóle przyjemność w prowadzeniu.
Dodano: 10 lat temu
Pierwszy maluch moich rodziców krył też fajne niespodzianki, na rdzę przyklejono taśmę i pomalowano, szyby się nie otwierały, że niby tylko przycinają a okazało się, że cały mechanizm wymontowany i na stałe szybki zablokowane, co przy upale naprawdę dawało się we znaki, ale z tym szybko się tatko uporał i Fiacik trochę zagościł u nas i wszyscy z sentymentem go wspominają. Jeden uciążliwy mankament miał na dłużej, często potrafił zaskoczyć w najbardziej niedogodnym momencie koniecznością odpalania z "napędu nożnego":) wiecznie w nim coś padało i było przy czym się "bawić". Teraz za to jest co wspominać :)
Co do mieszkań to jak poniżej napisał "brzozzhems" nadal jest ciekawie, braciszek właśnie wpłacił kasę i mu się buduje mieszkanko w bloku, no i jeszcze nie odebrany budynek a tu się okazuje, że mimo, że w planach nie było to przez środek salonu jakaś metalowa płyta na wzmocnienie konstrukcji mu biegnie, bo coś siada, no dobra obiecali zamaskować, teraz był a tu już ściany pękają, ale szef budowy twierdzi, że to tylko tynk i się zaszpachluje... tylko po obu stronach ściany pęknięcie idealne z tym samym "przebiegiem"...hmm czyli jednak ścianka do poprawy, na szczęście nie nośna ale już się fajnie zapowiada.
Dodano: 10 lat temu
W mojej Ładzie też się ruda panoszyła tu i tam, ale właściciel tego nie krył - bo właśnie mu się zmarło.

Chciałoby się powiedzieć: "takie czasy", ale dziś niewiele się zmieniło.

Cwaniactwo giełdowe nadal handluje złomem, z tym że logo na masce się zmieniło, a i wspomniane mieszkania dalekie są od ideału - tyle że nikt już o tym nie kręci serialu.
Dodano: 10 lat temu
Do glotox: Wolniej rdzewieje :D
Dodano: 10 lat temu
Coś podobnego przechodziłem z kilkoma autami,walka z zaawansowaną korozją jest bardzo trudna,czasami bezskuteczna.
Dodano: 10 lat temu
W 77 roku zaczynalem wlasnie edukacje na poziomie przedszkolnym :) Interesowalem sie wszelkimi pojazdami trybikami i kierownicami . Wlasnie wtedy odkrylem ku swojemu przerazeniu ze z komina(tlumika) wydobywwa sie dym bo gdzies sie cos pali. Prawko zdobylem w czasie gdy komuna upadala. Malucha, Poloneza czy chocby 125p nigdy nie mialem z brakow finansowych. A pamietam jakie to byly przygody przejechac sie kaszlakiem jednego cz duzym fiatem drugiego wujka. Inny wujek znowu mial Toyote Celice w wersji kanadyjskiej, ktora to nabyl od marynarza za kosmiczna sume 450 dolarow. Mial jakies takie specjalne opony co piszczaly prz ostrym pokonywaniu zakretow. Eh... wspomnienia.
Dodano: 10 lat temu
Do darhad: Ale pierwsza kobieta jest chyba lepsza.
Dodano: 10 lat temu
Do darhad: Tak, tylko ciekawe kto chciałby zapomnieć o jednym i o drugim...? [rotfl]
Dodano: 10 lat temu
Pierwsze auto jak pierwsza kobieta :D
Dodano: 10 lat temu
Do glotox: Miałem też lotnicze taborety z czerwonymi wstawkami. Były tak wysokie, że ciężko było do tyłu wsiadać, bo zapierały się o dach i nie odchylały zbyt wiele. Zdjęcie mojego mam w awc. Zrobiłem mu profil z jedyną zeskanowaną fotką jaką posiadam.
Dodano: 10 lat temu
Do MarcinGP: To są dobre roczniki. Mój maił przebieg około 30 tysi. ale blacharsko był już "rasowany". Bez tylnego zderzaka i na to miejsce hak holowniczy to najlepszy szpan pod "HYBRYDAMI" Lotnicze kubełki po wymianie na stare fotele w motoryzacyjnym ale to pamięta mała garstka.
Dodano: 10 lat temu
Do speedi: Dobre :-)
Dodano: 10 lat temu
Do glotox: Mój pierwszy też był Malar czyli 126p dokładnie roku kiedy się urodziłem, mój równolatek z 1976 r. Tak jak Twój, ale silnik miałem już 650 bo poprzedni właściciel sporo elementów przełożył do niego z młodszego egzemplarza, który rozbiła jego żona. Był też cały ponownie lakierowany na niebieski. Wcześnie chyba to był groszek, o ile dobrze pamiętam. Odkryłem to jak zrobiło mi się parę odprysków na rantach drzwi.
Dodano: 10 lat temu
Można by rzec PRL - Przeżyłeś Rozczarowanie Luxforos
Dodano: 10 lat temu
Podobnie było z moim pierwszym autem. Prawko zrobiłem w 1984 ABC i pierwszy czerwony maluch, włoski oryginał z 1976 r. 600 chodziła jak marzenie a spalanie poniżej 6 litrów to naprawdę był wyczyn.
Dodano: 10 lat temu
Do mrBean: Znajomy też miał z pianki progi w 125p ale na tejże pięknie uformowanej materii na kształt progu dodatkowo położono jeszcze cienką warstwę szpachli, a dopiero lakier. Jeden z tych wytworów rzeźbiarstwa artystycznego odpadł mu kiedyś w czasie jazdy. Wtedy odkrył oszustwo lub jak kto woli kreatywną sztukę mechaniki pojazdowej ;-)
Dodano: 10 lat temu
Ta... W pierwszym aucie - VW 1303 - zamiast progów była pianka montażowa (taka budowlana)- ładnie obcięta do pożądanych kształtów i pomalowana kilkukrotnie na czarno. Oj była to niespodzianka, była ;)
Najnowsze blogi
Dodano: 9 dni temu, przez
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie. https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 15 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8 komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5 komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Login:
Miejscowość:
Województwo:
Opony letnie w oponeo.pl