Wiadomo, jak to w życiu bywa, nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli. Albo inaczej, jak głosi stare przysłowie; nie można mieć wszystkiego - chyba, że bardzo szybko biegasz. Ale to już temat na inny raz. Nie wiem czy wszyscy z Was zadają sobie sprawę, ale w 99,9% dziedzin naszego życia obwiązuje zasada trzech zalet. Jak ona działa? Bardzo prosto. Większość z otaczających nas rzeczy może być opisana trzema głównymi zaletami. Przykładowo praca. Twoja praca może być świetnie płatna, może dawać Ci ogromną satysfakcję oraz możesz mieć idealnego szefa. Ale niestety, życie jest okrutne i niesprawiedliwe więc wybrać możesz tylko dwie rzeczy. Wniosek? Skoro Twoja praca jest świetnie płatna i sprawia Ci przyjemność, trafi Ci się szef debil. Jeśli pracodawca jest w porządku i dostajesz niezłą kasę to musisz robić najnudniejszą rzecz na świecie. I ostatnia kombinacja, mianowicie: fajny szef i ciekawe zajęcie, ale przymierasz głodem z braku kasy. Ale nie o pracy chciałem pisać. Ta sama zasada obowiązuje w motoryzacji. Samochód można opisać trzema następującymi zaletami; może być szybki, tani lub dobrze zrobiony. I dokładnie tak samo jak poprzednio, wybierzcie sobie tylko dwie rzeczy. Kilka szybkich kombinacji. Kupujesz samochód, który rozpędza się do setki szybciej niż plotki o promocji w biedronce i pozwala osiągnąć grubo ponad 200km/h. Wnętrze wyłożone jest perskimi dywanami, szczotkowanymi kłami słoni i drogocennym „amelinium”. Szczeliny w karoserii są tak małe, że nie mieszczą się w nich nawet bakterie. W skrócie” „ igła, bananowe skóry!!!111”. W takim przypadku Twój portfel mocno się odchudzi. Jeśli nie zapłacisz za niego miliarda złotych, ani nie zrezygnujesz z bananowego wnętrza, to pod maską zapewne będzie hasał przepotężny, 3cylindrowy motor generujący cały tabor wściekłych kucy, gotowych porwać Ciebie i Twoją gablotę ( w niecałe 22 sekundy do 100km/h) w, pachnącą asfaltem i LPG, podróż na kraniec autostrady, albo i nawet dalej. Trzecia kombinacja. Twoja gablota nawija asfalt na koła aż miło. Razem z furą dostałeś pisemne pozwolenie od sołtysa na nieustanne zajmowanie lewego pasa. Ale zapłaciłeś bardzo mało? W takim wypadku wnętrze wyposażone jest w szczotkowane dywaniki łazienkowe z Lidla. Plastiki są tak spasowane że ostatnio zgubiłeś pomiędzy mini laptopa. I tak dalej i tak dalej… Zebrało mi się na złośliwości bo ostatnio sam miałem możliwość przejechania się samochodem w miarę szybkim i dobrze wykonanym, co nasuwa myśl, że nie był tani. Bo pewnie nie był. Mówię BMW e90 320d. Zasiadam za sterami, pierwsze wrażenia: siedzi się nisko, wygodnie, fotele są przyjemnie wyprofilowane a kierownica wygodnie leży w rękach. Ilość funkcji i przycisków wręcz przytłacza, szczególnie jeśli na co dzień jeździ się samochodem z okresu rewolucji przemysłowej. Jak dziecko zacząłem wciskać wszystko co miałem w zasięgu rąk. Automatycznie ustawione światła, wycieraczki, nawiew na szybę i kabinę z funkcją automatycznego dogrzewania lewego stawu skokowego, automatycznie przełączające się stacje w radiu, automatyczne odbieranie mojego telefonu. Generalnie poczułem się trochę niepotrzebny. Ale to jest najmniej ważne. Zapala się zielone wciskam sprzęgło i energicznie…. rozpoczynam manewr cofania.. . Swoją drogą trochę śmieszna sprawa, kiedy wszystkie systemy w ciele, odpowiedzialne za bezkolizyjne poruszanie się na dwóch nogach, czekają na przeciążenia związane z jazdą w przód, a dostają nagle zupełnie przeciwny bodziec. Powstrzymuję odruch wymiotny, bo samochód nie jest mój, i rozpoczynam wnikliwe dochodzenie. Co się w ogóle stało? Wstyd się przyznać ale nigdy wcześniej nie miałem okazji pojeździć bawarką z manualem i trochę zaskoczyło mnie to, że bieg wsteczny znajduje się prawie dokładnie tam gdzie jedynka. Wystarczy przesunąć dźwignię jedynie nieco mocniej do lewej strony i zamiast ekskluzywnego startu spod świateł, na granicy przyczepności opon, mamy ekskluzywne klepanie bagażnika po przywaleniu w samochód stojący za nami. Zapaliłem światełko, popatrzyłem, pomyślałem i teraz już wiem. Wracam do ruszania spod świateł, zmiana biegów to sama przyjemność, skok dźwigni jest bardzo krótki a samo „zapięcie” biegu czuć wyraźnie w dłoni. Dwulitrowy diesel całkiem ochoczo wkręca się na wyższe partie obrotów. Mógłbym godzinami patrzeć na wskazówkę pod obrotomierzem, prezentującą chwilowe spalanie. Jest w niej cos tak niesamowicie… analogowego, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Ogólnie cała tablica jest klasyczna, czytelna, subtelnie podświetlona, w skrócie miła dla oka. Może ciut podstarzała ale przyjemna. Przekraczam 100km/h i czekam na pierwszy winkiel. Parę chwil później myślę o zrobieniu sobie tatuażu na czole „Radość z jazdy”. Przemykanie pomiędzy ciasnymi winklami to sama przyjemność. Układ kierowniczy jest bardzo dobrze wyważony pomiędzy precyzją prowadzenia a siłą wspomagania. Czujesz całym ciałem jak auto składa się w zakręt, jak delikatnie ociera się o jego szczyt i z całą mocą z niego wychodzi. Do tej pory myślałem, że hasła reklamowe BMW maja mniej więcej tyle wspólnego z prawdą co te głoszone przez stoiska mięsne w supermarketach. A tu takie zaskoczenie. Chciałem napisać coś więcej ale niestety mój czas w BMW się skończył. Na parkingu przesiadam się do swojej Laguny i po kilku kilometrach mam jeszcze jedno spostrzeżenie dotyczące bawarki. W środku jest niesamowicie cicho. Jadę Laguną i mam wrażenie ze silnik trzymam na kolanach. Wibracje i hałas powodują zaburzenia postrzegania i koncentracji. Klasa Premium nie jest, aż tak przereklamowana jak wydaje się większości z nas i może czasem lepiej troszkę dorzucić niż później szukać laptopa w zakamarkach deski rozdzielczej.
„BMW – Radość z jazdy”
Trzymajcie się!!!
Dlatego jak to powiedział kiedyś James May, lubił swoja Fieste RS turbo chociaż nie miała dobrego przyśpieszenia, ale miala ogromną turbo dziure która w pewnym momencie dawała takiego kopa że aż włosy się jeżyły. I w tym coś jest.
Niestety tak Ty jak i wiele innych osób siedziało w aucie tej klasie tylko parę km. Nie ma co się oszukiwać auto które kosztuje na start dwa razy tyle co laguna i jest paro krotnie nowsze musi być dużo lepsze. Jednak tutaj w zamian za jakość oferowaną przez np Bmw nie kryję sie sama jazda.... Każdy dba o swój portfel...Technologia idzie do przodu więc auto siłą rzeczy musi się lepiej prowadzić czy być cichsze ale też pewnie częściej się popsuje, bo po co komuś klient który kupi auto i nie wróci po żadną cześć ? Auta nowsze się lepiej prowadzą bo niby łatwiej ale czy są lepsze ? Może owszem po pracy dojeżdżając do domu miło jest poczuć komfort i wygodę prowadzenia... ale tutaj nie jeden prawdziwy kierowca zaśnie..Czy o to naprawdę chodzi ? Gdzie te prawdzie auto gdzie trzeba było nad wszystkim panować nawet nad swoimi emocjami. Przypominają mi się wtedy słowa mojego znajomego który kierował chyba jedno z ostatnich aut sportowych bez "kagańców" Dodge viper-a. Możecie wierzyć lub nie ale tam naprawdę nie jest łatwo wejść w zakręt tam nawet trudno jest jechać na wprost... Powiedział do mnie wtedy słowa które zapadły mi do dziś " Po raz pierwszy bałem się dodać gazu żeby tylko aut nie przejęło kontroli nade mną" Może po prostu to jest to czego my mężczyźni potrzebujemy od aut. Nie komfortu i zwykłej jazdy tylko prawdziwych emocji gdy wychodząc z zakrętu pojawia się uśmiech na naszej twarzy. Czy to nie za to powinno się płacić ? Ja uważam że każdym autem można dojechać z punktu A do B. I dojechaliśmy ale bez satysfakcji... Jeśli naprawdę motor sport ma dać fun...Czy nie lepiej by było poczuć te niesamowite emocje ? Chyba każdy z nas uwielbia ten moment gdy nawet jadąc 90 konny starym autem bez abs-u czujemy jak nadmiar adrenaliny nami kieruje a potem cały ciężar spada na nogi i czujemy to do samego końca aż serce się uspokaja.... Pewnie każdy z nas to przeżył. Może po prostu tego warto szukać w nowych autach. Nie komfortu a tego czegoś. Tego punktu G który jest w kobietach. To coś na co tyle czekamy. Może w końcu warto zamienić naszą kasę na emocję które tylko w życiu się liczą. Na takie emocje chyba czeka każdy z nas nie ważne czy wydał 10 czy 200 tys na auto. Każdy prawdziwy kierowcą chce żeby jego serce biło szybciej niż nie jeden v-tec. No bo tak naprawdę to jest tylko auto ? A może aż auto ? Może to dzięki niemu możemy oderwać się od codzienności i doświadczyć czegoś wyjątkowego ? I tutaj radość z jazdy zmienia się w pragnienie jazdy. Wtedy marzy się by znów "dopaść" potworka który podniósł nam ciśnienie i dał upust naszym emocją. Ja zawszę wsiadałbym do takiego auta który da lanie moim emocją...
No nie da sie ukryć że BMW ją oferuję, raz jechałem 320 d 184 konie ale to było w 2008 roku, auto roczne.
A ja na przekór nie żeby ośmieszyć BMW ale żeby pokazać że ma wady (pomimo że to marka premium)napisze tak:
siedzi się nisko, czyli wpada, dupą blisko jezdni, trudno wysiąść, wada. Owszem trzyma sie drogi, prowadzi świetnie ale wielu z nas myśli praktycznie, i liczy pieniądze.
Więc poza kosztami utrzymania pomyśl o ciasnocie w tym aucie, które nie jest nic większe wewnątrz niż Vw Jetta a nie ma nic wspólnego z przestronna limuzyna niby z tego samego segmentu czyli np Fordem Mondeo.
Więc za połowę mniejsze pieniądze można mieć auto i większe i tańsze w utrzymaniu a może i dające również radość z jazdy, bo mocne odmiany silnikowe oferuje nawet... skoda (bo Toyota nie).
Także zapewne jak się człowiek rozejrzy to nie rzucając się w oczy znajdzie coś ciekawego, chociaż wiem że nie równie ekscytującego bo nie da sie ukryć że BMW ma w sobie coś...
Wszystko jest kwestią zasobności portfela Myślę, że gdyby nie ograniczała mnie ilość zasobów pieniężnym na moim dość nisko oprocentowanym koncie, to skusiłbym się na duuuużo bardziej ekskluzywne i wyrafinowane pojazdy Co nie zmienia faktu, że w garażu zawsze znalazłoby się miejsce dla mojej Laguny i lekko dłubniętej Hondy S2000 na wieczorno-sobotnie zapieprzanie torowe
Mogę powiedzieć jedno, podczas testu wskaźniki nie przeszkadzały ani nie denerwowały. Kolor podświetlenia jest bardzo przyjemny dla oka i na dłuższej trasie pozwala oczom odpocząć. Dodatkowo nie powoduje odzwyczajenia wzroku od ciemności podczas nocnych wycieczek, co niekiedy w przypadku deski podswietlonej na mocny jasny kolor, zdarzało się.
A co do klasy premium to ja tylko posiądę takową na własność to będę się rozpisywał. Na razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.
Dziękuję za oceny, zachęcam do czytania i komentowania.
Pozdrawiam
Dziwne uczucie, ale przesiadając się z BMW do mojego o rok starszego Peugeota poczułem się wewnątrz niego, jakbym zasiadł w o klasę lepszym aucie.