W moim aucie problem goni wręcz problem.Tytuł który dodałem odzwierciedla fakt że maja Księżna mimo zewnętrznego blasku,wewnątrz coraz bardziej okazuje się autem i tu nie boję się użyć tego określenia-autem zużytym.Nie przypuszczałem że do tego dojdzie mając na uwadze fakt że kupiłem praktycznie ruinę.Byłem jednak zafascynowany brakiem rdzy a z całą resztą uznałem że sobie poradzę.Wcześniejsze wpisy świadczą że raczej nie oszczędzałem na aucie i dokonywałem wymian omal wszystkich elementów zwanych eksploatacyjnymi.Pamiętałem o olejach,filtrach i ogumieniu.Kwestie blasku pozostawię do oceny innym lecz uważam że i w tej kwestii zrobiłem wszystko aby auto odpowiednio się prezentowało.Podczas ostatniej wizyty w Grudziądzu,jadąc jeszcze autostradą nr 1 w pewnej chwili auto jakby straciło moc.Będąc jednak rozpędzony wyłączyłem zasilanie gazem ale nie pomogło.Silnik jednak nie zgasł. Przegazowałem i jakby zaskoczył.Pojechałem więc dalej.Na miejscu podniosłem klapę silnika i w okolicy bagnetu olejowego zauważyłem smugę wydobywającą się spod pokrywy zaworów.Smuga ta była tłusta i czuć ją było spalinami.Wiedziałem że to coś poważniejszego.Sprawdziłem olej i miarka pokazała dosłownie odrobinę oleju w aucie.Zabrałem auto córki i pojechałem dokupić 5 litrów oleju. Miałem nie lada kłopot co robić. Uzupełniwszy olej,odpaliłem auto i o dziwo-chodzi.Chodzi jakby normalnie.Natychmiastowa decyzja-wracamy autem.Aby było szybciej znowu autostradą ruszyłem do domu i do garażu gdzie i narzędzia i części [kiedyś wcześniej kupiłem już uszczelkę pod pokrywę],gdzie człowiek czuje się bardziej pewny niż gdziekolwiek indziej choćby u najbliższej rodziny.Rano ponownie odpaliłem auto aby upewnić się że to jest to a w duchu licząc że może jakaś cudowna samo-naprawa nastąpiła. Niestety.Przygotowawszy komplet kluczy,przystąpiłem do kolejnego etapu poznawania auta. Sama wymiana to jedna z bardziej prostych rzeczy,choć samo założenie nowej uszczelki takie proste już nie jest.Wkładając ją na swoje miejsce które wcześniej naturalnie umyłem i przygotowałem, wyłazi albo z jednego albo z drugiego końca.Zrobiło się przez chwilę nerwowo ale pomogłem sobie odpowiednim na temperaturę silikonem. Naniosłem go w kilkunastu miejscach,odczekałem chwilę i dopiero wtedy wciskałem ponownie uszczelkę.Gdy już ją osadziłem,na całość położyłem wcześniej przygotowaną deseczkę i przygniotłem obciążnikiem aby silikon stężał odrobinę i nie pozwolił wysunąć się uszczelce. W tym czasie przygotowałem drugą stronę podłoża aby było czyste i suche.Po 10 minutach silikon zdał egzamin i pokrywa znalazła się na swoim miejscu. Tu muszę zaznaczyć że szwankuje fakt braku klucza dynamometrycznego którego jeszcze się nie dorobiłem. Ufając jednak swoim zdolnościom i widząc kilkunastokrotnie byłych kolegów dokręcających głowice,stosując taką samą technikę dokręciłem pokrywę. Dodam że gdy była zdjęta a ja miałem dużo miejsca którego wcześniej brakowało,wszystko dookoła i tam gdzie tylko mogłem włożyć rękę umyłem i wyczyściłem aby lśniło.Cóż jednak z tego?I tu odwołanie do tytułu. Co z tego że się świeci skoro po złożeniu wszystkiego i sprawdzeniu że czegoś nie pominąłem [nie jestem mechanikiem],po odpaleniu silnika,ręce dosłownie mi opadły.Wcześniejszego wycieku [wydmuchu] już nie było.I to jedyny i ostatni pozytyw.Dymi się z ...bagnetu a to już jak dla mnie dramat.Mam bardzo poważną awarię silnika.We wcześniejszych rozważaniach zakładałem że poza wyciekiem spod pokrywy może któryś zawór się zawiesił albo jakiś inny czort.Gdy pokrywa była zdjęta widzę że u mnie są tak zwane samo-regulatory i tu sam nic nie zdziałam.Miałem także zobaczyć jak wygląda smarowanie poprzez rurkę biegnącą wzdłuż komory zaworowej.Zaniepokoił mnie także widok jednej ze świec zapłonowych, wskazujący wyraźnie że ona nie paliła. Tylko dlaczego?Prąd sprawdziłem i był.Moje podejrzenia idą niestety w dwóch kierunkach.Poszła uszczelka pod głowicą i tam jest gdzieś przedmuch albo jeszcze gorzej, poszły pierścienie.Mógłbym napisać że siedzę i beczę ale ujmując to inaczej siedzę i rozmyślam.Nie mam pomysłu na chwilę obecną ale jestem raczej przekonany że jeżeli potwierdzi się moja diagnoza [skonsultuję to z kimś kto zna takie silniki a nie pierwszy lepszy warsztat z napisem mechanik] to moja reakcja jest raczej przesądzona.Bardzo chciałbym tego uniknąć bo wszystkie swoje siły i zdolności skierowałem właśnie na Nią. Nie będę jednak remontował silnika!Prowadzę swój rejestr wszystkich wydatków związanych właśnie z Xantią i poza faktem że czasami słyszę docinki żony że o żadne auto tak nie dbałem jak o to, to muszę faktycznie zgodzić się że przez te niecałe dwa lata wliczając koszty paliwa, wydałem kwotę pozwalającą na kupno innej używki.I to może poza karoserią w stanie dużo,dużo lepszym a w każdym razie młodsze.Za kilkanaście dni Księżna rocznikiem wejdzie w dwudziestoletni okres "życia". Ach jakie piękne są dwudziestolatki w tym wieku. W tym jednak przypadku dochodzę do wniosku że każda następna wydana złotówka na remont, może poza chwilową poprawą nie przynieść oczekiwanych efektów.To jak z człowiekiem po liftingu. Zmarszczki można wygładzić ale wewnątrz ruina. Przyznam że strasznie mnie to boli bo model ten zakrzątał moją uwagę w stopniu bardzo dużym, rozwiązania techniczne zastosowane w aucie popchnęły tak dalece że o zawieszeniu Xantii wiem dziś omal wszystko, przeczytałem chyba też wszystko co się dało a moje zbiory prywatne można wręcz liczyć w gigabajtach.Szkoda, strasznie mi szkoda auta, jednak decyzja musi zostać podjęta a po potwierdzeniu usterki i stosownej diagnozie z łezką w oku oddam Ją na złom.Nawet minister transportu jest przeciwko mnie, bo nie mam możliwości [a warunki mam doskonałe] aby pozostawić ją sobie, postawić na przysłowiowych kołkach na działce u córki i z rozrzewnieniem popatrzeć i powspominać.Płacić za coś stojącego w ogrodzie?Bez sensu tak jak dalsze ryzykowne inwestycje.Muszę niestety się poddać.
No to zdradź co zakupiłeś?? To Xantia idzie na handel?
Ale zobacz autem dla indywidualisty jest Mercedes 190, którego już miałeś choć lata świetności ma już za sobą. Xantia tak sam do tego zestawienia pasuje.
Ja nie spinam się przy zakupie teraz, bo auto dziewczyny i mogę nim jeździć do wiosny także nie ma pośpiechu. Na spokojnie coś kupię. W niedziele oglądałem Forda Explorera i to auto mi się bardzo spodobało, aczkolwiek ten egzemplarz co oglądałem nie przemawiał do mnie. Ja przy wyborze auta kieruję się tym, żebym go nie widział co chwile na drodze. Czyli to musi być auto dla indywidualisty, a nie dla wszystkich
Powodzenia w zakupie i uczciwego sprzedawcy życzę.