W otaczającym nas świecie zauważyć możemy coraz więcej rzeczy, które powinny zostać wyrzucone czy odejść w zapomnienie ze względu na to, że zostały zastąpione nowszymi, lepszymi odpowiednikami. Dzisiejszy rozwój techniki, postęp technologii czy jakkolwiek by to nazwać powoduje, że nowo nabyta rzecz w ciągu paru lat lub nawet miesięcy staje się przestarzała i koniecznie musimy ją wymienić. Co gorsza producenci dostrzegając ten stan rzeczy, przestali produkować; dokładnie, trwale, 'z zapasem'. Żyjemy w czasach 'jednorazówek', obecnie produkuje się masowo, jak najtaniej, jak najładniej, jak najbardziej kolorowo, błyszcząco, ale jednak tandetnie. Produkty nie muszą już być wytrzymałe i solidnie wykonane, ponieważ przez kilka miesięcy ich użytkowania nie zauważymy braku tych cech. Dlatego większości z nas zakręci się łezka w oku, kiedy zobaczymy zdeformowany obraz odtwarzany z kasety VHS na zajeżdżonym, niemal na śmierć, magnetowidzie, czy kiedy posłuchamy fatalnej jakości nagrań z kaset magnetofonowych lub nostalgicznych trzasków wydobywających się z wirującego winyla. Mimo, że przeleżały w szufladach na strychu 20 czy 30 lat, dalej działają i pewnie nie przestaną działać jeszcze długo. W waszych warsztatach leżą narzędzia 'po ojcu i dziadku', którymi można naprawić zarówno pralkę jak i czołg, ponieważ są niezniszczalne, w przeciwieństwie do narzędzi z supermarketów za parę groszy, wykonanych ze stopu błota i brokułów. Ale żeby był motoblog zmierzam w stronę samochodów. Podobnie dzieje się w motoryzacji. Jak pewnie wszyscy się już domyślili napisać chcę o Audi 100 C3. Solidny, lekko podstarzały kawałek motoryzacyjnej historii. Zaprojektowany i wykonany po bożemu. Ze wzdłużnie umieszczonym, benzynowym, wolnossącym motorem, z ważącą milion ton budą i kilometrowej długości maską. I co najważniejsze bez oszczędzania i przycinania kosztem wytrzymałości podzespołów. Schodzę do garażu dziadka i przez dłuższą chwilę patrzę. Patrzę bo jest na co, 4,8 metra długości i niespełna 2m szerokości nawet dziś robią wrażenie. Zajmuje miejsce za sterami, w absurdalnie miękkim fotelu, który o trzymaniu bocznym nawet nie słyszał. Odpalam i wytaczam się na świeżutki asfalt. Przez pierwsze kilkaset metrów czuję się jakbym płynął sporym promem, kołysanie, szum opływającego powietrza i aksamitna praca silnika. Samochód jest tak długi ze jego przednie i tyle światła znajdują się w różnych strefach czasowych ale podoba mi się to bardzo. Po kilku kilometrach zapoznawczych przychodzi czas na to żeby troszkę pogonić nasz eksponat. Niech odetchnie pełną piersią i przepali nieco gary. Gaz w podłogę i zaskoczenie natychmiastową reakcją na położenie przepustnicy. Moja czujność została uśpiona przez ostatnie parę lat snucia się wysokoprężnymi traktorami. Ale wracam do kokpitu, wskazówka obrotomierza pnie się w górę, nieprzerwanie do liczby 7 tysięcy, silnik z każdą chwilą wydaje z siebie coraz piękniejsze dźwięki. Niestety zmiana przełożeń nie należy do przyjemności, mam wrażenie, że mieszam dźwignią zmiany biegów w wiaderku pełnym kisielu... W końcu wylosowałem ‘czwórkę’ i odetchnąłem z ulgą. Co do prowadzenia w zakrętach nie spodziewałem się nazbyt wiele, ponieważ jak wszystkim dobrze wiadomo samochody te nie były projektowane do zapieprzania po winkach ale raczej do dostojnego zapieprzania po niemieckich autobanach. Wychyły nadwozia osiągają niewiarygodne wartości, przez chwilę myślałem, że wypadnę przez boczną szybę. Odpuściłem szybkie winkle i zjechałem na główną, niezbyt krętą drogę, co dało mi trochę czasu na zapoznanie się z wnętrzem. Przeważają w nim linie proste, nierzadko spotykające się pod kątem 90stopni. Plastiki po 25 latach służby wyglądają jak nowe, a wszelkiego rodzaju przełączniki jakby zostały zapożyczone z odkurzacza Predom. Zerkam w lewo i orientuję się, że słońce chowa się leniwie za linią horyzontu, czas wracać. Nie mam ochoty wypuszczać z rąk komicznie wielkiej kierownicy, ale muszę. Ze smutkiem zatrzaskuję drzwi od garażu i powoli sącząc piwko, zaczynam układać ten tekst.
W najbliższym czasie postaram się wrzucić fotkę
dziadkowej audicy.
Pozdrawiam!
Dzięki Tobie powspominałem sobie chociaż trochę... Pozdro!