Mój telefon ma dwadzieścia dwa miliardy tysięcy funkcji. Zastępuje nawigację, notatnik, aparat fotograficzny, kalendarz, zegarek, budzik, komputer i wiele innych urządzeń. Statystycznie raz na piętnaście wyciągnięć z kieszeni, korzystam z jego głównej funkcji, mianowicie realizacji połączeń głosowych na odległość. Mój telewizor łączy się z Internetem a lodówka robi listę zakupów. Tak naprawdę pozostała już tylko garstka urządzeń i przedmiotów, które zachowały swoją jedną, pierwotna funkcję. Dziś wszystko musi być „multi”, „pro”, „eko” itp. itd. I wszystko byłoby arcyprzezaj*biście gdyby nie to, że nawigacja z telefonu każe mi wjechać w sklep przez frontową szybę (co nawiasem mówiąc jest sportem narodowym Amerykanów), budzik dzwoni o dowolnej porze, ale nigdy wtedy kiedy jest potrzeby, kalendarz przypomina mi o tym, że mój znajomy zasadził marchewkę na swojej wirtualnej farmie i teraz potrzebuje mojego „lajka” żeby użyźnić glebę, ale zapomina o umówionej wizycie u lekarza czy urodzinach żony (o zgrozo!). Bo jak mówi stare powiedzenie; jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. I jakbyście nie tłumaczyli swojego nowego smartfona czy multitoola czy telewizora czy czegokolwiek innego, prędzej czy później przyznacie mi rację, że nic nie wykonuje zadania lepiej niż narzędzie do tego celu właśnie zaprojektowane. Świat pędzi w ślepą uliczkę multifunkcjonalności i czy tego chce czy nie, kiedyś strzeli gębą w ścianę, której nie da rady pokonać. Dokładnie tak samo było z miniaturyzacją diwajsów codziennego użytku. Projektanci i konstruktorzy prześcigali się w tworzeniu coraz mniejszych i lżejszych telefonów i odtwarzaczy muzycznych. Całość zabrnęła tak daleko, że na rynku pojawiły się komórki (czy jak się teraz mówi „słuchawki” ) tak komicznie małe, że nie dało się ich obsługiwać. Dziś jeśli coś ma jedną funkcję to jest przestarzałe i trzeba coś koniecznie z tym zrobić. To nic że funkcja dodatkowa jest zupełnie nieprzydatna, ale jest. Kojarzy mi się to trochę z reklamami zakupów mango, gdzie zawsze słyszeliśmy: „ale to jeszcze nie wszystko!”. Gość sprzedawał młotek, ale to nie wszystko! Naciśnij ten przycisk aby uruchomić wbudowany odtwarzacz mp3! Skorzystaj z wbudowanego otwieracza do butelek (chociaż to nie taki głupi pomysł). Całe szczęście, że na rynku motoryzacyjnym istnieje jeszcze sektor pojazdów tworzonych w jednym celu, bycia użytkowym do bólu. Ostatnio pod naszą firmą pojawił się Peugeot Partner. Miał zabrać mnie, kumpla i cały nasz sprzęt na budowę. Patrzyłem na niego dość sceptycznym wzrokiem. Ot taki blaszak, ani to ładne ani to ciekawe, no jest i tyle. Przestrzeń bagażowa jest idealnie o 3cm za krótka żeby zapakować do niej naszą drabinę a na dachu nie ma relingów. Na samym środku progu załadunkowego radośnie sterczy stalowy uchwyt od zamka do drzwi, co niewyobrażalnie utrudnia „wsunięcie” czegokolwiek na pakę. Podczas jazdy jest tak głośno, że Twój mózg wypływa z głowy wszystkimi możliwymi otworami, twoja twarz się topi, a plomby wyskakują z zębów. Ale to nic. Nagle, mój boże, nastąpił przełom, chmury się rozstąpiły i na peugeota padł promień światła. Paskuda była z nami na placu boju równe 5 dni i, mówię całkiem szczerze, zakochałem się. Partner jest jak członek załogi, kiedy wisisz na drabinie pod sufitem, to on jest na dole i podaje Ci akurat to narzędzie którego potrzebujesz. Ale najważniejsze jest to, że nie próbuje być „multi”. Nie ma kretyńskich wstawek z drewna czy aluminium (ba na cholerę w roboczym samochodzie takie coś) nie siedzi się bezsensownie nisko, żeby udawać zwyczajne auto, nie ma dziewiętnastowahaczowego zawieszenia, żeby prowadzić się „sportowo”. Na Boga kto po 10 godzinach tyry na budowie wsiada do małego dostawczaka i zapieprza po zakrętach? Od tego jest inny czas i inne samochody. Są za to dwa wysoko osadzone fotele, na które wsuwasz swoje, zmęczone całym dniem pracy, cztery litery, manualna klima i silnik, który pozwala w miarę sprawnie się poruszać i pali 4,5 litra ropy na 100km. Normalnie mam to gdzieś ile pali samochód, który opisuję, ale w tym wypadku wspomnę o tym. 200km na trasie 200km po mieście, katowanie do Lidla po piwo i na lewym pasie podczas powrotu do domu. Wydane 100zł na paliwo. Rachunek jest prosty. A i byłbym zapomniał, boczne przesuwane drzwi powinny być wymagane przez konstytucję RP. Świetnym pomysłem jest też mała kieszonka na prawych drzwiach od paki (zmieścisz tam rękawiczki i plany z budowy). Na nagrodę zasługuje też system otwierania tylnych drzwi (tych od paki). Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale później pojeździłem VW Caddy, ale o nim będzie osobna bajka. Wiem, że nie odkryłem nowego kontynentu, i dla wielu z Was to o czym piszę jest tak oczywiste jak piwo przy meczu, ale dla mnie to była nowość i wielki szok, wiec postanowiłem podzielić się swoimi przemyśleniami. Podsumowując, jeśli kupisz Peugeota Partnera do swojej firmy to przygotuj się na uszkodzenia mózgu spowodowane hałasem, nie licz na dobre właściwości jezdne i przyzwyczaj się do prawego pasa. Ale od teraz, po robocie, kupuj o jedno piwo więcej, bo macie nowego kumpla w ekipie!
Niestety nie miałem okazji prowadzić ani nawet zostać przewiezionym. A nawet gdybym miał okazję to swoją opinię mogę wyrazić po kilku dniach i kilkuset kilometrach rozpoznania
Do braku tylnych bocznych szyb i paki za plecami przyzwyczajałem się kilka ładnych godzin:D A i teraz zdarza mi się obrócić przez ramię podczas cofania
Co do drugiej części wypowiedzi, to sam osobiście jestem na etapie kiedy zaczyna to do mnie docierać W pewnej chwili zaczyna się cenić niezawodność i walory użytkowe, a gadżety i fajerwerki schodzą na drugi plan.
Dziękuje za komentarz i pozdarawiam
Partnerem nie jeździłam za kierownicą tylko jako pasażer i szału nie było ale tragedii też nie. Za to Caddy miałam okazję pośmigać-1.9TDI jak dla mnie był super-jedyna wada-dla osoby jeżdżącej wcześniej tylko osobówką, ciężko wyjeżdżać z parkingu tyłem bo przez pakę nic nie widać i przydaje się pomoc postronna albo wyjątkowa ostrożność ale to wszystkie takie auta tak mają.
Co do tego całego postępu-jak dla mnie to bajery dla dzieci i młodzieży bo zwykły pracujący człowiek nawet nie ma kiedy z tego wszystkiego korzystać. Taki nowoczesny tel. nie przeżyje kontaktu z małymi dziećmi, w pracy też nie każdej się nadaje, każde dodatkowe atrakcje kosztują i płaci się za coś z czego nawet się nie korzysta. Obsługa klienta zadręcza cię propozycjami i ofertami nawet jeśli kompletnie nie jesteś zainteresowany- bo muszą-odgórnie narzucone, a ty masz takie możliwości wedle ich wiedzy! Te gadżety, to bardziej dla prestiżu niż korzystania z tego wszystkiego.
Żal patrzeć jak widzisz osoby po uszy w kredytach, komornik na głowie i rozpacz dlaczego i i pomóżcie... ale nowy wypasiony tel. telewizor i tak jeszcze dokupi -no bo inni mają i ze słabszym się pokazać to wstyd! Rozumiem-jak się ma pieniądze to co innego, ale jak nie ma...?! Reklamy robią swoje i wmawiają człowiekowi, że właśnie to wszystko jest mu niezbędne!
co do właściwości jezdnych zgadzam się w 100% procentach Caddy prowadzi się dużo pewniej, i jest zdecydowanie stabilniejszy na nierównościach. Niestety posiada kilka sporych wad które doprowadzały do szału na zaledwie 200km trasie. Może Caddiemu poświęcę kilka linijek w następnym wpisie.
Pozdrawiam
Dziękuje za miłe słowa, a co do zaproszenia.. czasem trzeba nawet banalnie
Pozdrawiam
Dzięki serdeczne!
Widzisz, funkcja żałobnego pieprznięcia o ziemię :D