Niestety wydarzyło się to, co kiedyś musiało nadejść. Po przebyciu 900 kilometrów w 89 dni, na nieskazitelnym dotąd wizerunku "Peżoka" pojawiła się pierwsza rysa.

Jej odkrycia dokonałem w całkiem przypadkowy sposób podczas przedwczorajszego przyjazdu do garażu. Wskutek spontanicznej i czysto profilaktycznej kontroli stanu oświetlenia mego samochodu wyszło na jaw, iż w lewym reflektorze wystąpiła "zaćma" spowodowana uszkodzeniem żarówki świateł mijania.

Zaskoczony takim obrotem sytuacji dopiero dziś zebrałem w sobie motywację, by podjąć próbę usunięcia awarii. Szykując się na ciężki bój oraz demontaż połowy auta zakupiłem dwie "halogenówki" autorstwa "Helli", żeby za jednym zamachem wymienić parę "H7-ek".

Na szczęście moje czarnowidztwo znów było bezpodstawne, bo dzięki przyzwoitemu dostępowi do wnętrza lampy cały zabieg zajął mi dosłownie chwilę, nie powodując przy tym żadnych perturbacji lub strat.

Równie dużym sukcesem zakończyły się przeprowadzone kilkanaście dni temu modyfikacje mające na celu poprawę komfortu użytkowania "207-ki".

Pierwsza poprawka obejmowała dorobienie uchwytu do gaśnicy, dzięki któremu mogła w końcu zostać zamontowana pod fotelem pasażera (miejsce przewidziane przez producenta), a nie wewnątrz podatnego na zarysowania schowka w drzwiach.

Z kolei druga przeróbka sprowadzała się do zespolenia plastikowej dokładki zderzaka, stawiającego kres notorycznemu wypinaniu się obu jej części z zaczepów i zapobiegającego bezwiednemu wleczeniu ich po jezdni.

Za sprawą powyższych czynności Peugeot ponownie uzyskał stuprocentową sprawność, a ja mogłem nieco zaznajomić się z jego konstrukcją.