Ostatnio wracałem do Warszawy od rodziny z Łukowa temperatura powietrza jakieś -10 C jade sobie spokojnie całą drogę no i przed Kałuszynem samochodzik zaczął dziwnie się zachowywać i dym z pod maski... zjechałem do zajazdu gdzie praktycznie sami białorusini się zatrzymują. Zaglądam pod maskę i patrze odczepił mi się wąż od płynu chłodzącego od parownika w wyniku tego cały płyn mi wyciekł. No więc co wziełem się za przykręcenie węża i udałem się do sklepiku z cb radiami i częściami. Pytam czy można płacić kartą pancio odpowiada ,że nie... upss... nie mam kasy w portwelu tylko na kącie... proszę go żeby mnie poratował choć litrem plynu bądz wodą żebym dojechał jakoś do stacji... Pancio odpowiada nie ma mowy , myśle sobie ty taki owaki... Co mi pozostało iść zagadać z białorusinami... Ja ni w ząb po rusku a oni po polsku ale jakoś się dogadałem i poprosiłem by mnie poratowali płynem na to oni nie ma problemu poszedł do samochodu wyjął płyn 1l do -40c zalałem podziękowałem i pojechałem. Widać jak to można liczyć na pomoc we własnym kraju...obcokrajowiec mi pomógł a Polak nie...I jak tu ma być dobrze w tym państwie......