Poznaj moją nową dziewczynę... Laguna
Siedzę i układam w głowie kolejny odcinek z moich przemyśleń, które nieśmiało, acz bezpośrednio ocierają się o tematykę motoryzacji. Nadszedł czas żeby je zapisać, bo tak samo szybko jak przychodzą, potrafią uciec. Z błahego powodu, takiego jak przed chwilą choćby, bo po siedemnastu latach edukacji, z czego po pięciu na wyższej uczelni, nadal nie przyswoiłem sobie faktu, że herbata tuż po zaparzeniu jest cholernie gorąca i wlewanie jej sobie bo gęby jest średnim pomysłem. Niczym Bear Grylls żujący świeżutkie poszycie leśne, czy MacGyver ratujący wszechświat jedną zapałką i tamponem, walczę o własne życie tym co mam pod ręką. I w taki oto sposób cały opracowany wcześniej plan działania legł w gruzach. Miało być o tym jak w cieniu słaniającej się na skraju horyzontu nocy, czując przeszywający nozdrza zapach zimnego asfaltu zmieszanego z kurzem, wsiadam do bmw m3 i do ostatniego drutu w oponie, do ostatniej kropli wahy w baku... ale nie będzie bo morda poparzona i tyle. Napiszę więc o... o dziewczynach. A może o kobietach.. albo o dziewczynach. Wiadomo, kategoryzować nie można ale każdy się chyba zgodzi, że dziewczyny (tak samo jak i facetów) da się podzielić na kilka głównych grup. Każdy ma swój gust i swój podział ale skupię się na tym najbardziej ogólnym. Pierwsza grupa to dziewczyny/kobiety idealne, wyglądają jak żywcem wyjęte z ekranu lub z czasopisma. Każdy facet o takich marzy ale kiedy przychodzi co do czego, że tak powiem, „rura mięknie”. Druga grupa.. no właśnie, do drugiej grupy lepiej się nie zbliżać. Kobiety silne, niezależne, samowystarczalne i gotowe w każdej chwili wsadzić Ci nóż w żebra (rzecz jasna jeśli się naprzykrzasz) i dla pewności poprawić gazem pieprzowym i paralizatorem. Więc uśmiech firmowy nr 5, cmok w rączkę i rura. Wprost do grupy trzeciej. Czyli dziewczyn zwykłych, pozornie niczym nie wyróżniających się z tłumu. Jednak mających w sobie coś takiego, nie nazwiesz tego, co każe Ci podejść na imprezie, zapytać o imię i ożenić się! Trzecia grupa jest też obecna w świecie naszych miłości motoryzacyjnych. Mianowicie mam na myśli lagunę 1,9dTi z 98roku. Samochód z pozoru szary i zwyczajny, a jednak często ze smutkiem z niego wysiadam i z utęsknieniem rano czekam na to aż znów usłyszę klekot zimnego diesla i skrzypienie zastanej zawiechy. Rzecz jasna, jak każda(motoryzacyjna miłość) i ta ma swoje wady. Choćby to że na autostradzie przy 120km/h ma 3tys. obr/min i wyje jak ranione zwierze. Po 3godzinach jazdy w takich warunkach wszystkie Twoje wnętrzności zmieniają się w kisiel i wyciekają z Ciebie wszystkimi możliwymi drogami. Dwa, francuskie miękkie zawieszenie, które owszem, pozwala jeździć po dziurawych drogach nie powodując złamań i siniaków, ale z drugiej strony powoduje, że na każdym szybszym winklu szlifujesz boczne lusterka o asfalt. Wnętrze, niczym klasa premium, wygląda jakby było zrobione z betonu (kto siedział ten wie). Wymieniać mógłbym długo, ale nie będę, bo ona ma w sobie coś takiego ....i, że nie opuszczę jej aż do śmierci... Mimo, że jeszcze jest niepełnoletnia!
pozdrawiam!
Laguna to temat na epopeję w moim wydaniu... oj dał mi w kość ten samochód "przypominam sprzedam w dobre ręce!!!"
Czego Was tam uczą teraz na uczelniach? Odstaw herbatę i przejdź na