Od kilku dni chodzi za mna temat opon. Na przedniej od strony pasażera odkryłam małe pęknięcie? moze przecięcie...nie wiem, opona twarda jak kamień, nic się nie dzieje, mam jednak na uwadze, ze trzeba ja komus pokazac, wymienic....ale cóz, jak wymienic do dwie...lub najlepiej cztery...kasy nie ma, co robić? Temat mnie męczył, wypatrzyłam nawet w internecie potencjalnych sprzedawców i potencjalny towar....Wczoraj - sypie, slisko mrozno- więc zmuszam mojego ojca, by pojechał ze mna i moja córką na zakupy 50 km od nas. Wracamy juz, pozno bylo, kolo 16, mrok zapada a tu stuk stuk stuk....Popadam w panikę i mówię do taty "Samochód mi sie psuje..." Ojciec początkowo wyluzowany zapewnia, ze to jezdnia dziurawa...ale stuk stuk stuk dalej trwa, wiec ojciec wpada na pomysł, ze to "kapec". zatrzymuję auto, wcześniej migam, ze zjeżdzam na pobocze, ale cóż,ktoś tam z tylu, typowy Polak musial sobie zatrąbić na mnie, jak to tak, zjeżdżać...Ojciec wysiada i kiwa glowa "Kapeć" Dawaj wymieniamy kolo, ciemno coraz bardziej, sypie coraz bardziej, zimno coraz bardziej, samochody najpierw pedza obok, potem wolno jadą, niejeden po polsku zaciera rece, ze to nie on tak marznie...ufff, udało się. Wracam do domu: slisko, ciemno, sypie...oponka rezerwowa letnia, trzy zimowe....ale co najsmieszniejsze, to nie ta wymieniona na wstepie opona z szramka nawaliła...nie, ta ma sie dobrze....bujac się poszła dobra ( wizualnie ) opona od strony kierowcy....no cóż..Prawo Marphiego zadziałało...nie w tym kole co trzebaNajlepsze z tego, ze dziury ni ma, powietrze schodzi szparą między felgą a oponą....