Tutaj jesteś: Społeczność » Blogi » Blog auta Nissan Almera Rudy » Przygotowania i podróż nad morze, czyli pierwszy poważny test dla Nissana







Prześlij sugestię
Wpis w blogu auta Nissan Almera
WE
Wcześniej jeździł: Nissan Almera Rudy
  • przebieg 184 075 km
  • rocznik 1997
  • kupione używane w 2009
  • silnik 1.4 GX,LX
Dodano: 13 lat temu
Blog odwiedzono 1563 razy
Data wydarzenia: 01.08.2011
Przygotowania i podróż nad morze, czyli pierwszy poważny test dla Nissana
Kategoria: inne
Witam!
Dwa dni temu wróciłem z jak na razie najdłuższej podróży Nissanem, która obejmowała trasę Warszawa - Jastrzębia Góra, oczywiście razem z powrotem.
Zacznę może jednak od początku, a nawet trochę przed początkiem czyli od przygotowań. Otóż z naprawy wydechu został do zrobienia przed wyjazdem jeden mały pikuś, czyli wymiana rury wydechowej łączącej kolektor z katalizatorem (swoją drogą katalizator okazał się być jednak sprawny). Była ona urwana przy spawie i spawacz nie miał do czego przyspawać, a przynajmniej tak twierdził. Kupiłem więc nową... Używaną i pojechałem do dobrego znajomego na wymianę i mini przegląd przed wyjazdem. Z wymianą poszło gładko i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie okazało się, że tylny prawy amortyzator ma wyciek. Postanowiłem to jednak za radą kolego olać to i pojechać z uszkodzonym amortyzatorem.
Brzmi jak koniec problemów? Nie do końca. Kilka dni przed wyjazdem radio, które było kupowane "w zestawie" z samochodem zaczęło poważnie działać mi na nerwy i odmawiać posłuszeństwa. Jako że nie wyobrażałem sobie długiej podróży bez radia postanowiłem kupić nowe. Padło na Pioneera DEH-2320UB (podświetlenie oczywiście zielone ;)). Do całej operacji kupno - wymiana zrekrutowałem innego kolegę. I tu zaskoczył mnie kolejny problem - radio nie chciało się grzecznie wysunąć z kieszeni. Po kilku próbach siłowych (dość drastycznych, bo już nerwy mi puściły przez te problemy ostatnie) uznaliśmy, że coś jest nie tak i rozkręciliśmy odrobinkę kokpitu. Okazało się, że radio było przykręcone z tyłu i dlatego nie chciało wyskoczyć. Na tym problemy powinny się skończyć, ale niestety pojawił się kolejny. Okazało się, że poprzedni właściciel montując radio sony dokonał chamskiej, niechlujnej, prawdopodobnie własnoręcznej przeróbki fabrycznej instalacji elektrycznej w celu zamiany fabrycznych wtyczek na wtyczki sony. Wyglądało to tragicznie - przewody był owinięte centymetrowym kłębkiem jakiejś taśmy papierowej (nie, nie była to nawet izolatka). Postanowiłem, że nie będę się w tym babrał, żeby nie pogorszyć sprawy i oddałem auto następnego dnia do elektryka. Ten złapał się za głowę, ale sprawę załatwił montując wtyczkę iso i od razu podłączając radio. Przy okazji naprawiłem u niego centralny zamek.
Brzmi jak koniec przygód? Prawie, był jeszcze jeden mały szkopuł. Jeszcze przed wymianą radia podczas jazdy usłyszałem dziwny szum z okolic kół. Pomyślałem, że może są niedokręcone, więc gdy zatrzymałem auto pod jednym z warszawski centrów handlowych wyjąłem klucz, zdjąłem dekielki od felg i wziąłem się do roboty. Niestety można powiedzieć, że robota nawet się nie zaczęła. Klucz od kół, który był również "w zestawie" z samochodem okazał się być za duży. Od histerii i płaczu uratowało mnie znalezienie przyczyny szumu - mały kamyczek wbity w bieżnik. Klucz załatwiłem od kolegi.
To już koniec przygód. No chyba że uznać panikę dziewczyny, że w cztery osoby nie zapakujemy się do Nissana za kolejny problem. Na szczęście już się do tego przyzwyczaiłem i miałem rację - zapakowaliśmy się.
Wyjechałem o dość morderczej dla mnie porze, czyli o 3 w nocy. Nie pomogło nawet pójście spać o 21. Mimo wszystko na początku nie było tak źle, choć z czwórki podróżnych wstałem najwcześniej. Zapakowałem się na stację i obrałem kurs na stację, a tu... Burza. Niby nic jadąc samochodem, ale musiałem jeszcze podpompować koła, a kompresor nie był pod daszkiem. W efekcie wsiadłem do auta cały przemoczony. Na szczęście, gdy podjechaliśmy już po znajomych deszcz osłabł i nie jechaliśmy w takiej ulewie - tylko od czasu do czasu chlusnęliśmy wodą na falistych warszawskich drogach. Obraliśmy trasę przez Brodnicę i Grudziądz do wjazdu w Warlubiach na A1, następnie obwodnicą Trójmiasta, dalej przez Władysławowo (po drodze zakupy w biedronce), aż wreszcie Jastrzębia Góra. Początek drogi był ciężki, ponieważ powieki mi trochę ciążyły, potem aż do Brodnicy obyło się bez niespodzianek. W Brodnicy spotkaliśmy się z jakimś błędem w oznakowaniu - przed rondem znak wskazywał Grudziądz na lewo, na rondzie na wprost. Przez to chwilę pokrążyliśmy, ale jakoś do Grudziądza trafiliśmy. W Grudziądzu też trochę zbłądziliśmy, bo albo przegapiliśmy, albo nie było znaku wskazującego Gdańsk. Kolejna niemiła przygoda w Warlubiach - kilkumetrowy objazd przez jakieś wsie, oczywiście w korku. Na autostradzie zauważyłem, że strasznie telepie kierownica przy 140, co nie zdarza się przy tej samej prędkości na "normalnych" polskich drogach. Dalej było już gładko do obwodnicy, gdzie postaliśmy trochę w korku, no i przed Władysławowem, aż wreszcie po 8 godzinach dotarliśmy do celu.
Urlop mi i Nissanowi niestety minął w dużej mierze pod deszczowymi chmurami. Może trochę dlatego Almera ma tylko jedno zdjęcie z wyjazdu.
Jedyne co musiałem zrobić przy aucie to dolać wody do zbiorniczka od chłodnicy.
W podróż powrotną jechaliśmy już tylko w dwie osoby (znajomi wypoczywali tydzień krócej). Wybraliśmy sobie późniejszą, ale i tak złą porę na powrót, ponieważ prawie że do obwodnicy Trójmiasta staliśmy w korku. Przez obwodnicę i autostradę poszło oczywiście gładko, choć trochę padało. Mimo wszystko Nissan pobił swój dotychczasowy rekord prędkości rozpędzając się na chwilę do 170 km/h. Chcieliśmy wracać tą trasą co przyjechaliśmy, z tym wyjątkiem, że zjechaliśmy z autostrady na samym końcu - w Nowych Marzach. Niestety przed Grudziądzem wpadliśmy w na tyle duży korek, że zawróciłem i skierowałem się na Toruń. Tam też trochę postaliśmy, ale przynajmniej jako tako się jechało. Z powodu korków wracaliśmy nieco dłużej - 11 godzin. Wróciłem zmęczony jak nie powiem co, przywitany przez warszawskie komary i okropną duchotę.
Ogółem samochód przejechał 950 km. Jutro czeka go już mniejsze wyzwanie, bo zaledwie niecałe 100, w sobotę natomiast wycieczka do Kielc.
Martwi mnie tylko płyn w chłodnicy - chyba będę musiał znowu dolać (chyba bo było ciemno i ledwo zgasł silnik). Przy parkowaniu dzisiaj zauważyłem małą mokrą plamkę, nie wiem tylko czy to zostawiłem ja, czy może poprzedni właściciel. Rano temu się przyjrzę.
Mam mimo wszystko nadzieję, że obejdzie się już bez większych problemów.
Na koniec oczywiście kilka zdjęć z wyjazdu.
Dodano: 13 lat temu
Najważniejsze że wyjazd się udał i po początkowych perypetiach potem już było ok a co do płynu to sprawdź plastyki przy chłodnicy i gumowe węże bo może tam coś cieknie Pozdrawiam
Dodano: 13 lat temu
Do Egontar: Do biedronki też jeździliśmy. Może nie po zgrzewki, ale następnego dnia na Hel musieliśmy jechać autobusem, a nie samochodem. A takie tatuaże, to tylko moja dziewczyna umie mazać.
Dodano: 13 lat temu
Do Serwises: Smutno może by nie było, nawet bym się cieszył. Mogłoby być co najwyżej nudno ;). Miejsce rzeczywiście ładne, byłem tam już drugi raz. Najbardziej chyba podoba mi się znacznie mniejszy tłum niż np. we Władysławowie. Może ludzi zniechęcają właśnie te zabójcze zejścia po ponad 100 schodów (kolega liczył) :D.
Dodano: 13 lat temu
Urlop nad morzem - piękna sprawa...
Dodano: 13 lat temu
Pogoda wraca na polskie morze.
Dodano: 13 lat temu
Za smutno by było gdyby się nic nie działo:)Ale tak na poważnie;ważne że dojechałeś o własnych siłach bez jeszcze większych problemów.To był prawdziwy techniczny sprawdzian Twojego autka.Korki rzecz naturalna szczególnie w czasie zmiany turnusów,polskie drogi nie mają jeszcze takiej przepustowości jak na zachodzie.Co do miejscówki bardzo ładny kurort,zachody słońca nieocenione,tylko te zejścia na plaże...:)Kiedyś jeździłem tam co roku.
Dodano: 13 lat temu
Piekne te zachody nad polskim morzem. Jastrzebia Góra przywołuje wspomnienia. Biedronka we Władyslawowie również i kupowane w niej piwo Harnaś całymi zgrzewkami.... Ale takich tatuarzy wtedy nie robili ;)
Dodano: 13 lat temu
W Jastrzębiej fajnie jest... Też byłem na kilka dni 3 lata temu... A dziara wymiata...
Dodano: 13 lat temu
Jastrzębia Góra - fajne miejsce. Swego czasu często tam bywałem.
Pozdrawiam
Najnowsze blogi
Dodano: 9 dni temu, przez
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie. https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 15 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8 komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5 komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Login:
Miejscowość:
Województwo:
Opony letnie w oponeo.pl