jeszcze nim wyjechałem z parkingu mechaniora postanowiłem autko przygotować do podróży po już zimowych drogach. przywiozłem zimówki złożone na oryginalnych 15", łańcuchy do bagażnika i spray do zabezpieczenia uszczelek i zamków. mechanior jeszcze gratisowo wymienił mi koła, ja w tym czasie zająłem się sprayem przeciw zamarzaniu, i po 20 minutach można było jechać. trasa bardzo zaśnieżona więc 50-60km to był max.

co do opon to niestety z racji ważniejszych wydatków(chyba wiecie jakich:/) mój budżet uległ zrujnowaniu i na komplet nówek nie było mnie stać. szukałem więc czegoś używanego na aukcjach, w komisach a nawet na złomie u rozbitków, a okazało się że kupiłem od gościa który mieszka 3 domy dalej niż ja. sprowadza rozbite fury z niemiec i sprzedaje na części. pewna bunia miała komplet zimowek dunlop'a w dobrym stanie więc się skusiłem. bieżnik 5mm w porywach do 5,3. latka już mają bo rok 2003, ale oponki w bdb kondycji, marka robi swoje. kiedyś taka oponka kosztowała 7 stów za sztukę, ja dostałem komplet za 500 i jestem hapy

jeszcze nie ominęła mnie mała przygoda. przez 2 miesiące aku się troszku rozładowało, więc auto trzeba było palić z prostownika, ale nie o to chodzi. chodzi o to że jak tak jechałem do stacji diagnostycznej 30km/h na trujce, 1000rpm, to w pewnej chwili auto zaczęło wariować. najpierw zgasło radio, potem powoli wygasła deska rozdzielcza, obrotomierz i prędkościomierz opadły na 0 a autko straciło zrywność. zacząłem się bać czy to nie jakieś spięcie i czy gasić czy nie, ale po chwili oszalał jakiś przekaźnik(charakterystyczne cykanie) i pomyślałem, że to może być zbyt słabe ładowanie, w końcu aku był trupem. rozsprzęgliłem dziada, dałem mu w palnik i od razu wszystko ożyło. zredukowałem do 2 i jechałem dalej na ok 1600rpm. przy takich obrotach już wszystko było ok