Dnia 5 stycznia 2008 roku pojechałem do Lublina w odwiedziny do znajomych. Zaparkowałem ładnie koperta/równolegle w małej uliczce przy poczcie głównej (Kościuszki 5 może 7)i udałem się na piwko/jedzonko zaraz za rogiem z Peowiaków.

3-4 godziny później...

Wychodzę sobie z knajpy, idę do samochodu, wchodzę w uliczkę w której stoi mój czerwony wóz, a tam policja. Ja po piwie, zamknąłem paszcze, zmieniłem chodnik na przeciwległy do tego, na którym się zatrzymali i jak gdyby nigdy nic otwieram drzwi, sięgam po szczotkę, by pozbyć się płatków śniegu z auta,


i nagle" Pan ma tutaj szkodę" mówi Pan policjant pokazując na zderzak. Zostałem zaproszony do wozu, spisany został protokół, nie musiałem dmuchać, bo w chwili kolizji pojazd mój stał, więc nic od tego nie zależało.Zostałem wypuszczony 'na wolność' i mogłem jechać do ubezpieczalni po odszkodowanie.

Jak się potem okazało, gość który mieszkał w okolicy upatrzył sobie miejsce obok mojego samochodu, ale albo ponieważ uliczka była ślepa albo chciał stać przy prawej stronie, musiał najpierw zawrócić. Przy zawracaniu przytarł dwa samochody w tym innego escorta MY 2k, a potem że miał mało miejsca albo słabe hamulce to przepchnął trochę mojego. Policja zrobiła z tego dwie sprawy...