Wpis w blogu użytkownika
anaklim
Dodano: 13 lat temu
Blog odwiedzono 1550 razy
Data wydarzenia: 25.08.2011
Sprawiedliwość wyszła...
Kategoria: inne
- Skończyliście już?
- Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. Skończyliśmy, ale jestem tak wykończony, że będę nocował u Miquela. Nie dam rady wracać jeszcze taki kawał.
- No dobra. Tylko żadnych lasek
- Jak ty coś powiesz...
- Dobranoc.
- Branoc.
Pokręciłam się jeszcze, zgasiłam światło, przyłożyłam głowę do poduszki akurat wtedy, kiedy zadzwonił telefon.
"Już się stęsknił"??? Przemknęło mi przez głowę.
- Co tam??? - odebrałam
- Tylko się nie denerwuj... Rozbiłem samochód, ale nic mi nie jest.
W zasadzie nie przypominam sobie co wtedy pomyślałam i w jakiej kolejności. Już raz mi mąż samochód stuknął, na parkingu, podobno "ślisko było", a było tak ślisko, że aż się maska podniosła... Wtedy też powiedział, że rozbił, więc jakoś się tak mocno nie przejęłam.
- Bardzo?
- Bardzo.
- Ale Tobie nic nie jest???
- Nie. Noga mnie tylko boli i żebra.
To mnie zaniepokoiło...
- To co się stało?????
- Rozbiłem samochód, uderzyłem w latarnię, policja i karetka już jadą. Na szczęście nikogo innego w pobliżu nie było. Zadzwonię jak wszystko pozałatwiam na miejscu.
"Jaka policja? Jaka karetka? Znaczy, że rozbiłem, rozbiłem? Tak na serio? Tak jak na filmach?" - przemykało mi przez głowę z prędkością ponaddźwiękową. Rozbiłem - takie strasznie mało konkretne. Hmmm i jeszcze irytujące.
Nie trudno się domyślić, że usnąć było mi ciężko. Złapałam telefon i poszłam prasować (wyszło mi to na dobre). Noc była długa, nie tylko dla mnie. Targały mną wyrzuty sumienia. To ja namówiłam męża na prawo jazdy. Zawsze mi mówił, że nie lubi jeździć, zawsze powtarzał, że źle się czuje za kółkiem. Nauczyłam go prowadzić, wydawało mi się, że będzie nam wygodniej, mamy troje dzieci, szybciej. Nie słuchałam I byłam taka dumna kiedy zdał egzamin za pierwszym razem, ale nie lubiłam kiedy prowadził.
Mąż wrócił następnego dnia, jak zbity pies - autobusem. Samochód, a raczej to co z niego zostało, ubezpieczalnia wzięła na hol i zabrała do oszacowania strat.
Okazało się, że Ford jest bezpieczny w testach zderzeniowych. Jak się walnie z prędkością 100 km/h w latarnię, to pomimo przesuniętego silnika, potrzaskanej szyby i pedałów wbitych do środka samochodu wychodzi się z tego z wybitą stopą i otarciami od pasa.
Oczywiście żartuję - teraz już potrafię - nie mogę przecenić roli szczęścia jakie miał mój mąż, ja i nasze dzieci, które mogły zostać sierotami.
Kiedy wszystkie formalności zostały załatwione, a rzeczoznawca oznajmił, że samochód jest nie do zrobienia zdałam sobie sprawę z jednego: Mąż jechał 100 tam gdzie można było 50, rozwalił samochód, zniszczył lampę, naraził siebie i nie dostał nawet mandatu! Nic! Nawet w alkomat nie dmuchał, choć na miejscu przyznał się policji, że wypił piwo!!!
Dacie wiarę???
A ja? 2 punkty i 80 euro w plecy bo pojechałam 60km/h tam gdzie można było 50, a miałam takiego pecha, że akurat stał tam fotoradar!
A jak wiadomo z radarami się nie dyskutuje!!!
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 17 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 26 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Aktualnie online
Szukaj znajomych
Zdrówka życzę
Do Mirt i manieklublin: chyba wolałabym żeby mąż jeździł jak przysłowiowa d**a, ale jego styl jazdy jest zgoła inny Po ułańsku: hamuje w ostatnim momencie, zatrzymuje się zawsze za blisko samochodu przed nim, pędzi jak do pożaru, zmienia płyty podczas jazdy, ustawia gps'a jak prowadzi, podjeżdża na czerwonym... To jest wszystko to czego nie znoszę. Ja jak mam dłuższą trasę to zawsze wyjeżdżam z półgodzinnym zapasem - Hubert 15 min spóźniony...
Wydawać by się mogło, że to drobiazgi, ale te drobiazgi decydują o naszym bezpieczeństwie.
Dla mnie podstawą jest zasada ograniczonego zaufania. Nigdy nie wiem kto jedzie za mną czy koło mnie lub przede mną, nie wiem co zrobi i jak się zachowa, więc ja staram się jeździć maxymalnie bezpiecznie żeby mieć czas i miejsce na reakcję w razie nieprzewidzianego zwrotu akcji. Mam nadzieję, że mój mąż się tego nauczył.
I żeby nie było - nie uważam się za Hołowczyca w spódnicy, ale wiem, że jeżdżę pewnie i dobrze i za kierownicą czuję się na swoim miejscu. Wiem też, że jest wielu lepszych kierowców ode mnie, ale człowiek uczy się całe życie, nie???
-sugerujesz że taka z niego??