Kiedy zakładałem letnie koła rzuciłem okiem na klocki i zauważyłem, że z tyłu nie jest najlepiej. Minęło trochę dni pod hasłem "nie mam czasu", "są ważniejsze sprawy", ale gdzieś w głowie wciąż głos mówił mi "zrób w końcu te klocki".

Sam sobie odpowiadałem: mężczyzna wie co ma robić! Nie trzeba mu co pół roku przypominać!


W końcu zaparkowałem w garażu i się zaczęło. Lewa strona, czyszczenie, sprawdzenie, stoczenie rantu na tarczy, wymiana klocków i niespodzianka - luz na piaście. Mogłem dokręcić śrubę zacieśniając zluzowane łożysko, ale ryzykowałem, a nawet miałem pewność, że sytuacja pogorszy się i będę musiał rozkręcać wszystko jeszcze raz.

I tu mała dygresja. Zawsze, ale to zawsze, kiedy mówię do żony, że mam do zrobienia coś przy samochodzie, ale nie powinno to zająć mi więcej niż "od rana do obiadu", to kończę najwcześniej kilka godzin po kolacji.

Wracając do tematu, zorganizowałem łożyska i szczęśliwy wróciłem do garażu. Rach ciach, łożysko nowe, klocki nowe, tarcza pikna, poskładane -miód, cud i dwie beczki piwa!.
Niczym pracownik F1 opuściłem auto, o podniosłem drugą stronę. A tam burdel na kołach. Klocki krzywo zużyte, zacisk ręcznego podniesiony do góry - nie pracował, ogólnie rozpacz. Ale po kolei. WD i inne środki penetrujące poszły w ruch, około 500 razy ręczny szedł w górę i w dół i zacisk ożył. Ale przyczyną krzywego zużycia klocków było coś innego.
Otóż w jarzmie są dwie prowadnice. Jedna z nich miała luz i to naprawdę duży.
Przez to cały zacisk hamulca unosi się podczas hamowania i sprawia, że nasz hamulec traci na skuteczności oraz niszczy klocki.
Nówka sztuka jarzmo kosztowało mnie 130 zł.
Tak to wygląda:



Jarzmo, klocki, łożysko, usprawnienie dźwigni = sukces pełną gębą!
Ręczny zaczął działać fantastycznie, hamulce zrobiły się o wiele lepsze. No i cisza. Nastała cisza podczas jazdy. Nowe łożyska pracują właściwie.

Naprawdę drodzy mechanicy i użytkownicy - zwracajcie na to uwagę. To bardzo ważny element układu hamulcowego.

Cieszy mnie, że sam na tę usterkę wpadłem, bo znam kilka zakładów mechanicznych, gdzie do wymiany klocków idzie uczeń, bo musi się kiedyś nauczyć. Zmieniają klocki i koniec.
A zmienić klocki, to dla mnie nie tylko zamienić jedne na drugie, ale przywrócić układowi hamulcowemu maksymalną skuteczność.
A uczeń, albo pracownik zakładu ma tę skuteczność dość często "głęboko gdzieś".
Za Twoim autem czeka 10 w kolejce, każda wymiana klocków 100 zł, więc szkoda szarpać się z jakimiś prowadnicami, czyszczeniem, wymianą blaszek, smarem miedziowym...

W kolejnych dniach zabrałem się za reinkarnację przedniej osi.
Wymieniłem osłony przegubów (jedna pęknięta, jedna cała, ale już w agonii),łożyska, co by nieć wszystkie cztery nowiuśkie i cichuśkie, oczyściłem zaciski, przesmarowałem jarzma - są ok, ale dolne prowadnice mają już lekki luz.
Przy zmianie klocków na nowe na pewno zrobię cały komplet - klocki i jarzma. Tarcze są jeszcze naprawdę grube i całe, ale jak znam siebie, może się szarpnę na nowe

Jak to wszystko robiłem, to zauważyłem, że tłumik jest dziurawy.

Podjechałem do zakładu i mam cały wydech nowy.
Trzy dni postoju w garażu wykazały też, że akumulator jest zerowy.

I jeszcze podczas wymiany łożysk z przodu dobiłem czujnik ABS, który od czasu do czasu sygnalizował błąd.

Zmieniłem na nowy.

STARUSZKA jest bardzo ucieszona, że trafiła do mnie, a ja bardzo ucieszony, że nic nie popsułem, a coś naprawiłem

Auto ma niemal 20 lat i sam zrobiłem mu tylko przegląd.

Jeśli Ty, drogi czytelniku, masz 20 lat lub więcej - pomyśl, co się stanie, jeśli Ty pójdziesz na zwykły przegląd