Ujmę to w punktach:

1. Starałem się ulepszać. Zafundowałem sobie czujnik cofania (za 150 zł, polecam!). Zawsze miałem z tym manewrem problem. Właściwie się bardzo przydaje; tylko raz nie był przydatny. Cofałem na wąskiej i krętej alejce, ześlizgnąłem się na trawę i mimo hamowania zatrzymałem się dopiero na słupku z tabliczką informacyjną. Mam kilkucentymetrowe wgniecenie w klapie bagażnika (na linii poziomego zgięcia).

2, Trudno utrzymać nietknięte nadwozie. Przez parę miesięcy było całe, po drobnych naprawach blacharskich. Niestety wymijanie się z jakimś vanem na wąskiej, krętej uliczce skończyło się sporymi zadrapaniami (i drobnymi wgnieceniami) po prawej stronie. Kiedyś to naprawię, ale jeśli znów się coś podobnego zdarzy?

3. No i miałem drobną awarię; na wiosnę jakoś zaczęło bardzo głośno coś się tłuc w silniku. Pojechałem do firmy. gdzie zwykle robię drobne naprawy (ostatnio wymiana żarówki świateł mijania). Wymienili mi jakieś koło pasowe, do którego mechanik dostał się po demontażu lewego przedniego nadkola. Jakieś 500 złotych i motor jak nowy.

4. Po zimie założyłem nowe letnie opony. Zimowe poszły do piwnicy. Po kilku tygodniach okazało się, że ktoś się włamał i opon (moich i mojego zięcia, razem 8 sztuk) już nie mam. Na szczęście mam ubezpieczone mieszkanie i na zimę kupię za to kolejne nowe zimówki.

5. Aha, wczesną wiosną odpadł mi tłumik. Nie wiedziałem co zrobić, wzywałem assistance. Pomogli mi odczepić to blaszane paskudztwo i wsadzić do bagażnika, a następnego dnia przyspawali mi inni z powrotem.

Tak to jest - piękne i komfortowe auto, ale kosztuje. A lato mamy gorące. Klima itd., no i wychodzi w krakowskich korkach 13 litrów na setkę!