Wadą oleju napędowego jest to że skłonny jest on do mętnienia i zwiększania swojej lepkości wraz ze spadkiem temperatury, a poniżej pewnej jej wartości wydziela się z niego parafina. Dzieje się to w zbiorniku paliwa i w filtrze paliwa.

Takie przypadek trafił mi się w piątek i w sobotę. We Wrocławiu temperatura w nocy musiała drastycznie spaść do około -30 stopni w sobotę było chyba jeszcze gorzej.

Objaw: Po włączeniu silnika, motor rusza, trwa to około 1 minuty
potem samochód gaśnie. Palą się lampy żarowe oraz miga czek silnika.
Otworzyłem maskę i na rurkach prowadzących do filtra paliwa zobaczyłem wiele małych białych grudek (niektóre były całkiem sporawe).
Dramat można pomyśleć, ale w takich warunkach wszystko jest możliwe. Po pierwsze nie panikować. Po 5 minutach ponownie włączyłem silnik i trzymałem na gazie na tak ok 2000 obrotów, przez około 5 minut. Silnik powoli się nagrzewał. Następnie ruszyłem "z dwójki" delikatnie. Podjechałem następnie na stację i zatankowałem po korek i wlałem do środka uszlachetniacz do paliwa. Teraz trzeba zrobić lekki "szum" w zbiorniku tak aby środek zaczął wiązać się z parafiną, która zalega w zbiorniku. Akurat w ten dzień trafił mi się kurs do Bolesławca. Starałem się trzymać 3000 obrotów na trasie i jechać około 120/h . Tylko delikatnie włączone miałem ogrzewanie. Na trasie raz zapaliły mi się lampy żarowe i samochód tracił moc, ale zredukowałem bieg na 4 i dałem w dechę. Samochód momentalnie zaskoczył. Po dotarciu na miejsce sprawdziłem przewody i było już ok.
Zostawiłem samochód około 12.00 na podwórku, było wówczas na termometrze około -12stopni. Zostawiłem Franie tak do 21.00 potem odpaliłem ją bez problemu. Parafina nie zalegała w przewodach.

Może na jakiś czas to pomoże, ale będę musiał wymienić filtr paliwa i zapewne świece żarowe

Pozdrawiam