Po poszukiwaniach prawie rocznych odpowiedniego egzemplarza W115 lub W123... postanowiłem pojechać oglądnąć samochód jaki wystawiono na sprzedaż... W123 300D automat 1982 czekoladowy klima! podgrzewane fotele skórzane! jasny środek... stwierdziłem, że warto bo zdjęcia przedstawiały całkiem fajny stan... rozmowa ze sprzedającym - "coś do zrobienia ale ogólnie fajny stan"...

Jadę... Wrocław - Piaseczno (pod Warszawą) - 330 km - 5 godzin po polskich drogach i dróżkach...

Dojechałem około 18 na miejsce... oglądam... na pierwszy rzut oka nie ma dramatu... na tylnym błotniku pęknięcie szpachli grubej na ok 1cm... nadkola w miarę ok... podłoga średnio nawet bardzo średnio... wnętrze zadżumione...
Mechanika... odpalanie robił jakiś fanatyk - przekręcanie kluczyka... naciśnięcie guzika obok drążka zmiany biegów i zaczyna kręcić... ledwo , ledwo ale łapie... pięć cylindrów ładnie chodzi... skrzynia biegów szarpie... jedzie całkiem dobrze, ale coś stuka pewnie luz na krzyżaku na wale... gaszenie auta to już poezja... pociągnięcie za rączkę zrobioną z drutu... coś w tylu pogrzebacza do pieca... elegancko!

Nadmienię, że klima nie działała bo ponoć nie miała paska... osobiście chłodnicy tez nie widziałem... no cóż...

Podsumowując nie kupiłem...