Krótki wypad na Zachód, tym razem wypadło m.in. na Brukselę. Lata temu byłem krótko w tym mieście, wpadłem wtedy na chwilę do muzeum wojskowego (z bogatym działem lotniczym) i dopiero przy wyjściu (a czas naglił) stwierdziłem, że nie zobaczyłem rzeczy najciekawszych. Nadarzyła się okazja by to poprawić.Miasto rozkopane i nieszczególnie oznakowane, fabryczna nawigacja Nissana jak zwykle czasem się gubi. Nie staram się podjechać do samych muzeów (w tym samym pałacu mieści się Autoworld równie godny uwagi i zwiedzenia). Przy stacji metra Roodebeek jest parking, stamtąd do najbliższej muzeom stacji Merode zaledwie kilka przystanków. Parking niezbyt duży i zatłoczony (ale, co w Belgii rzadkie, bezpłatny), w dodatku tubylcy ignorują znaki i strzałki kierunkowe, a i parkują bez pomyślenia o innych. Udaje się jednak jakoś wcisnąć i, z pewną obawą po ostatnich zamachach, metrem docieramy do celu. Przy wejściu kolejny mały problem: w kasie siedzi żywy człowiek, ale płacić można tylko kartą, a żadna z naszych nie jest honorowana (podobnie bywa na niektórych stacjach benzynowych, gdzie mając kieszeń pełną gotówki nie zatankujesz i umrzesz z głodu i pragnienia - dziki kraj). Dzięki pomocy uprzejmego tubylca wchodzimy i zanurzamy się w świat starej techniki. Poniżej subiektywny wybór obrazków; bardziej, choć niestety tylko platonicznie związany jestem z lotnictwem, w motoryzacji zaś luksus i supersamochody niezbyt mnie podniecają, wolę technikę "dla ludzi" i ciekawostki techniczne.