Tutaj jesteś:
Społeczność
»
Blogi
»
Blog kierowcy sgtka
»
Warto przeczytać... - PRAWDZIWA diagnoza masakry na polskich drogach
Wpis w blogu użytkownika
sgtka
Dodano: 11 lat temu
Blog odwiedzono 986 razy
Data wydarzenia: 05.01.2014
Warto przeczytać... - PRAWDZIWA diagnoza masakry na polskich drogach
Kategoria: inne
A oto rzeczona wypowiedź lekarza:
Jestem lekarzem, chirurgiem, pracuję w oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali klinicznych. Stołeczne szpitale rotacyjnie dyżurują w zakresie ostrych dyżurów urazowych. W jeden dzień tygodnia przez 24 godziny trafiają do nas ofiary wypadków komunikacyjnych z całego obszaru Warszawy i najbliższych okolic podwarszawskich, a nawet z większych odległości, jeśli pacjent jest w bardzo ciężkim stanie i wymaga specjalistycznego i kompleksowego zaopatrzenia. Na tej podstawie czuję się upoważniony do wyrażenia własnych wniosków co do sytuacji na drogach.
"Ten list lekarza z Warszawy przyszedł do redakcji latem 2009 r. jako głos w naszej akcji ''Polskie drogi''. Co kilka miesięcy zostaje przez czytelników odszukany i udostępniony przez Facebooka. Możemy się tylko domyślać, że może to mieć związek z tragicznymi wypadkami, do jakich dochodzi, np. z wypadkiem w Kamieniu Pomorskim..."
Po pierwsze, media, policja i politycy kształtują całkowicie nieprawdziwy obraz tego, co się na polskich drogach dzieje. Gwoli ścisłości - wszyscy są zgodni, i ja też, bo wiem to z codziennej praktyki, że na polskich drogach trwa nieustający horror. Tysiące ludzi ginie zabitych przez drogowych morderców. To się zgadza.
Natomiast protestuję przeciwko powtarzaniu i powielaniu mitów co do przyczyn tego stanu.
Co wynika z programów informacyjnych wszystkich kanałów telewizyjnych, szczególnie w długie weekendy, w dniu 1 listopada lub w wakacje?
Wszystkie media, policja i politycy kreują następujący obraz największego zagrożenia na polskich drogach.
Według nich jest to młodzieniec lat 20-25, który będąc pod wpływem alkoholu lub amfetaminy, a najlepiej jednego i drugiego, pędzi przez środek miasta 200 km/godz. stuningowaną beemką z ciemnymi szybami, nie zatrzymuje się do kontroli policyjnej i po staranowaniu kilkunastu samochodów zatrzymuje się na latarni.
W lecie pierwszeństwo obejmuje motocyklista, szybkość wzrasta do 250 km/godz., a niektóre serwisy bez żenady mówią nawet o 300 km/godz.
Diagnoza utrwalona od wielu lat i powtarzana jako oczywisty, niepodważalny dogmat jest jedna: główną przyczyną wypadków w Polsce są szybkość, brawura, alkohol. Czasem, z rzadka, gwoli już największego obiektywizmu, ktoś jeszcze wspomni o dziurawych drogach i kiepskim stanie technicznym pojazdów.
Adekwatnie do tak zidentyfikowanych zagrożeń podejmuje się akcje: w długi weekend tysiące policjantów czai się w krzakach z "suszarkami" i alkomatami, słupów na fotoradary (w większości pustych) oraz znaków ograniczenia prędkości jest już więcej niż reklam hurtowni.
I wszyscy niezmiennie demonstrują zdziwienie, szok, oburzenie: znów na drogach w weekend zginęło 80 osób!
To dlaczego zginęło? Na drogi wyległo tysiące policjantów, wszystkie stacje telewizyjne na okrągło pokazywały ich w akcji, kiedy ofiarnie wyskakują z lizakiem tuż przed pędzący samochód, a potem skruszony kierowca dmucha w balonik. Czemu mimo to ci wszyscy ludzie zginęli, a wielokrotnie więcej trafiło w ciężkim stanie do szpitala?
Z moich 20-letnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam, gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają. I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na 70. km "gierkówki", a ktoś zginął na 75.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach, niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo, kto jest - też w moich statystykach - absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka, kilkanaście razy dziennie.
W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki - złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) - osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej - na sekcję zwłok.
Proponuję Państwu redaktorom "Gazety Wyborczej", zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki, kto, gdzie, na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/godz., prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest!) - to mamy problem.
Bo żadna akcja policyjna ani kampania medialna w dotychczasowej formie nie powstrzyma tej najgroźniejszej grupy morderców drogowych. WPROST PRZECIWNIE - wszystkie te akcje tylko ich uspokajają: "Nie jestem młodym kierowcą, mam zwykły samochód 1,3 litra, 70 koni, nie grzeję "gierkówką" 180 km/godz., nie piłem, więc jadę zadowolony z siebie, prowadzę pewnie, bezpiecznie. Trzask! Lecące w powietrzu ciało uderzonego pieszego. Wtargnęła na jezdnię! Wszyscy widzieli, wtargnęła prosto pod koła, nie miałem szans!".
Myślicie Państwo, że ktoś, kto kogoś przed chwilą zabił, ma chwilę refleksji nad sobą? A może wręcz myślicie, że ktoś taki nie wygrzebie się z wyrzutów sumienia do końca życia? Zapewniam, nic z tego. Policja przywozi sprawców śmiertelnych wypadków do szpitala na pobranie krwi, więc z nimi muszę rozmawiać, choć napełniają mnie wstrętem. Zero refleksji! Zero wyrzutów sumienia! "To ta staruszka wtargnęła na pasy! Jakie czerwone, jeszcze było żółte!" Pani przywieziona przez policję zrobiła w oddziale ratunkowym awanturę mężczyźnie, którego pół godziny wcześniej przejechała wraz z prowadzoną przez niego za rączkę pięcioletnią córeczką na przejściu dla pieszych, a to oni mieli zielone światło: "Gdzie lazłeś, baranie! Ja miałam zieloną strzałkę, a więc pierwszeństwo!".
Głównymi przyczynami wypadków w Polsce nie są szybkość, brawura, alkohol, dziurawe drogi, kiepskie samochody. Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi.
Las fotoradarów ani "suszarki" w krzaczorach tego nie poprawią. Jedyne, co może wpłynąć na zmniejszenie liczby ofiar na drogach, to zdeterminowana, konsekwentna, organiczna, prawdziwa edukacja od najmłodszych lat. I tu akcja "Gazety" odgrywa rolę nie do przecenienia. Jestem wam wdzięczny, że w pierwszym artykule opisaliście nie dresiarza w beemce czy motocyklistę na tylnym kole, ale panią w mercedesie, która zabiła pieszą na przejściu.
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 16 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Aktualnie online
Szukaj znajomych
Tym razem stawiam dwie litrówki, bo dosadniej tego ująć nie można było.
1. pijani/naćpani gówniarze
2. "dziady" co to już niejedno widzieli/"baby" co jadą bezpiecznie bo powoli
3.rowerzyści/traktorzyści/piesi/dzieci
4. ofiary wad infrastruktury
Mniej więcej po 25%, wiem coś o tym, bo byłem pierwszy na miejscu.
Oby pomógł
No i niepotrzebnie się oburzasz, bo nie napisałem nic obraźliwego w stosunku do Ciebie.
Cała idea tego artykułu (nie ja jestem lekarzem, nie ja ten list do GW pisałem, jedynie wstęp jest mój) polega na tym, że edukacja do życia w społeczeństwie (a zatem poruszanie się po drogach) POWINNA OBEJMOWAĆ WSZYSTKICH OD NAJMŁODSZYCH LAT. Tymczasem jedyne co obserwuję, to nieustanne oskarżanie innych i szukanie przyczyn wszędzie, tylko nie u siebie. Czasem ktoś z grzeczności dodaje "ja też nie jestem kierowcą idealnym"... Ale nie o to chodzi, bo NIKT nie jest kierowcą idealnym. Kubica i Hołowczyc też miewali wypadki. Chodzi o coś zupełnie innego - że kierowcy oskarżają pieszych, rowerzyści kierowców, tirowcy osobówki, piesi tirowców itd... Młodzi nieustannie skrzeczą o "dziadkach za kierownicą" bo najwyraźniej ani ich edukacja, ani możliwości mózgu nie pozwalają zrozumieć, że starzeje się KAŻDY. I że trzeba trochę życzliwości i zrozumienia, i patrzenia trochę dalej, niż tylko własne "ja". Przywilejem młodości jest brawura, szybkość i brak doświadczenia - nie usprawiedliwiam tu głupoty na drogach, ale i oburzające się "dziadki" też powinni czasem spojrzeć w lusterko i zobaczyć, że ktoś chce jechać szybciej, niż 40 na godzinę. Pamiętam czasy, gdy uczyłem się jeździć - wtedy było normalne, że szoferzy pomagali sobie na drodze, ustępowali miejsca, ostrzegali o zagrożeniach... Dziś? Dziś największym problemem polskich dróg, ale i Polski wogóle jest EGOIZM i brak życzliwości i zrozumienia drugiego człowieka. I tu się wszystko zaczyna. I widać to w komentarzu "długo masz prawo jazdy A PRZYNAJMNIEJ TAK NAPISAŁEŚ" a nawet jak mówisz prawdę to pewnie jeździsz tylko do GS-u po chleb i mleko i g... w życiu widziałeś - to chciałeś powiedzieć? Przejechałem całą Europę, wzdłuż i wszerz, mało jest takich europejskich krajów, w których nie siedziałbym za fajerą. Ale cechą charakterystyczną jazdy w Polsce jest wszechobecne chamstwo, bluzgi na CB, zajeżdżanie drogi, utrudnianie wyprzedzania, spychanie innych do rowów, wymuszanie pierwszeństwa i nieustanne udowadnianie, że jest się lepszym i NA PEWNO ma się rację w każdej sytuacji drogowej.
I na zakończenie: w Polsce udało się stworzyć Solidarność. Zastanówcie się nad PRAWDZIWYM znaczeniem tego słowa. Ja obserwuję, że PIERWSZYM i NAJWAŻNIEJSZYM celem naszych władców jest zniszczenie tej solidarności społecznej: napuścić jednych na drugich, każdemu wpoić, że jest lepszy od innych... to widać nie tylko na drogach, to widać w codziennym życiu - sytuacja na drogach jest tylko efektem szerszego zjawiska...
Na co dzień jeżdżę "normalną" osobówką; tutaj mam na razie pokazanego tylko GAZ-ika z 1972 roku. Auto siłą rzeczy nie przeznaczone do szybkiej jazdy. Ostatnio, w pewnej miejscowości zostałem obtrąbiony a następnie WYPRZEDZONY NA PRZEJEŹDZIE KOLEJOWYM PRZED KTÓRYM STAŁ ZNAK STOP przez panią w eleganckiej Renówce z kratką. Ewidentnie jechałem ZA WOLNO bo ok 50 km/h, a do tego BEZCZELNIE przed wspomnianym przejazdem zatrzymałem samochód. Tak się jeździ po Polsce...
Co do reszty, widzę, że masz długo prawo jazdy, a przynajmniej tak napisałeś. Nie wiem ile jeździsz i jakimi drogami, ale ja widzę dużo brawury u młodych ludzi właśnie w starych golfach, bmkach itp. Druga grupa to dziadki i ciemne masy za kierownicą. Oni nie powodują wielkich wypadków, ale często stwarzają duże zagrożenie, ale to tylko dlatego, że inni uczestnicy ruchu mieli na tyle wyobraźni i umiejętności żeby uniknąć wypadku. Sam byłem świadkiem lub nawet brałem udział w takiej sytuacji. Ktoś wyjeżdża raz w miesiącu z garażu na ulicę i nie wie co ma zrobić gdy dojeżdża do skrzyżowania. Nie mówię nawet o sytuacjach wyjątkowych.
Nie chce mi się dalej pisać...
Oczywiście nie myślcie ze obstaje za kierowcami, nie jesteśmy bez winy.
No, ale to tylko potwierdza zawarte tezy.
Link do źródła? A nie wystarczy informacja skąd tekst pochodzi? Zmieniłem w nim coś? Niewiarygodny jest bez "źródła"?
Ten tekst jest dłuższy niż przeciętny wpis tutaj, a dla Ciebie chodzi tylko o "pipki w służbowych autach"?
Po drugie: Mieszkam w okolicy, gdzie często dochodziło do różnych wypadków. W 90% ginęli właśnie młodzi ludzie, którzy nie mieli za grosz wyobraźni i zabijali siebie oraz swoich pasażerów. No i często postronne osoby.
Po trzecie: nie twierdzę, że nie pipki w służbowych autach jeżdżą dobrze, bo tak nie jest. Baba za kółko się nie nadaje i tego nikt nie zmieni. Są jednostki, które umieją jeździć, i jednostki, które nie powodują większych wypadków. Ale nie można tych dwóch rzeczy łączyć w jedno.
Po czwarte: pewnie się tu niedługo wypowie kolega, który ma do czynienia z tym tematem na codzień i w dużej mierze potwierdzi moje słowa, bo juz poruszaliśmy niedawno ren temat.
Ja jednak skupiłem się bardziej na merytorycznej części wypowiedzi autora listu, natomiast jego apel do GW o uczciwe, obiektywne i rzetelne zajęcie się tematem jest raczej sprawą poboczną i "grzecznościową" - bo wiadomo, że GW jest gadzinówką na usługach i tyleż samo w niej prawdy, co w radzieckiej "Prawdzie"