Wpis w blogu auta
Yugo Koral
Dodano: 9 lat temu
Blog odwiedzono 1279 razy
Data wydarzenia: 01.02.2015
Węgry i Ukraina na weekend :)
Kategoria: podróż
Na początku padł pomysł aby pojechać wejść na Howerlę. Ale jak tak popatrzyłem na mapę, to stwierdziłem czemu by nie zahaczyć o Węgry? Przynajmniej droga bardziej urozmaicona, a jak już się jedzie daleko to lepiej mieć kilka celów.
Zebraliśmy się w 4 osoby, w czwartek o 23 zapakowaliśmy do Yugo i pojechaliśmy w świat. Najpierw A4 do Gliwic, zjazd na A1 do Żor, tankowanie w Pawłowicach na Crabie (gaz 1,73 zł!) i przez Cieszyn, Żylinę, Bańską Bystrzycę do Matrafured na Węgrzech. Drugie tankowanie na Słowacji zaraz przy granicy Węgierskiej (gaz 0,64 euro).
Auto zaparkowaliśmy na parkingu przy "LIFESTYLE HOTEL" i poszliśmy zdobyć szczyt (wyszło 12 km w obie strony). Na sam szczyt - Kekes, wjechać można autem, ale tak nie chcieliśmy. Parkując pod tym hotelem mogliśmy trochę połazić po ich górach, a w dodatku uniknęliśmy płacenia za parking
Schodząc trochę zmokliśmy, dlatego postanowiliśmy jak najszybciej znaleźć nocleg. Podjechaliśmy do Gyongyos gdzie ulokowaliśmy się w hostelu (wcześniej sprawdziliśmy możliwości noclegowe w tym mieście i ze znalezieniem noclegu nie było problemów). Ulokowani zostaliśmy w pokoju 8 osobowym, a zapłaciliśmy w granicach 40 zł na głowę.
Bardzo ładne miasteczko. Wybraliśmy się coś zjeść i opić zdobycie szczytu. Przy okazji udało się załapać na mecz ręcznej Polska - Katar.
Na drugi dzień rano ponownie zapakowaliśmy się do auta, na pierwszej stacji kupiłem winietę i ruszyliśmy autostradą na Ukrainę. Niestety im dalej na wschód warunki drogowe się pogarszały do tego stopnia, że tylko prawy pas był zdatny do jeżdżenia, a pługi odgarniając śnieg jechały 40 km/h co nas bardzo spowolniło. Ostatnie kilkadziesiąt km autostrady w ogóle nie było odśnieżone, tyle co auta rozjechały. Na szczęście dużego mrozu nie było, więc tam gdzie rozjeżdżone było mokro.
Granicę przekroczyliśmy w Tiszabecs. Było... ciekawie
Ruch samochodowy niewielki. Cała procedura potrwała tylko 30 minut. Musiałem deklarować ile wwożę paliwa. Ukrainicy nie gadali w obcych językach. Na przejściu kilka wysokich progów zwalniających, których nawet Yugiem nie da się przejechać bez zahaczenia podwoziem. Nie radzę jechać niżej zawieszonym autem, albo trzeba kombinować.
Yugo zrobiło małą furorę na przejściu, ale jak tu nie robić furory takim autem
Kolejny postój w Vynohradiv na Ukrainie, gdzie udało się nam znaleźć restaurację. Wioska wygląda paskudnie, obskurnie, ale wnętrze restauracji (i sala weselna też tam jest) było na bardzo wysokim poziomie (inaczej mówiąc jak u nas w ładnej restauracji). Kelnerka bardzo miła i pomocna, a ceny przyjemne. Za dwudaniowy obiad, herbatę, dając napiwek, wyszło nas po 12,5 zł na głowę
Co do dróg na Ukrainie, to kiedyś pisałem że są w sumie dobre. W końcu przejeździłem pół zachodniej Ukrainy (Lwów, Kijów, Odessa, Kamieniec) dwa lata temu. Ale nie byłem nigdy na południowym zachodzie kraju. Odwołuję swoje słowa co do dobrej jakości dróg...
Drogi fatalne, kratery a nie dziury, czasami lepiej żeby asfaltu nie było niż był taki. Mało odcinków ze znośną nawierzchnią, często było trzeba się wręcz zatrzymywać by przejechać. A wcale Yuga nie oszczędzałem Nie raz dobiło zawieszenie. A i zgubiłem kolejnego kołpaka...
Howerla, najwyższy szczyt Ukrainy, znajduje się w okolicy miasta Worochta. To takie ichnie Zakopane (wille, pensjonaty, drogie fury), ale drogi tak samo dziurawe jak wcześniej. Upatrzony mieliśmy nocleg w schronisku Zaroślak, chociaż to bardziej hotel górski dla sportowców. Niestety nie udało się nam podjechać do niego autem. 5 km przed utknąłem w śniegu (ale to na osobny wpis dam, bo temat ciekawy). Ogólnie zabrakło prześwitu, bo śniegu było za dużo i brak perspektyw że ktoś to odśnieży.
O 23 dotarliśmy do Zaroślaka, dostaliśmy dwa pokoje. O tej porze roku ludzi tam prawie w ogóle nie ma (jakiś kurs alpejski, jedna albo dwie rodzinki), a ośrodek ogromny.
Wcześnie rano wyjście w góry, najkrótszą drogą zdobyliśmy szczyt w pięknym słoneczku. Trasm tam i z powrotem zeszła nam 4,5 godziny, więc niewiele. Trudności mniejsze niż wejście nie Ślężę W dół kilka dupozjazdów, trochę skakanie do śniegu (dużo puchu) i wszelaka zabawa
Powrót przez Lwów. Z Worochty do Lwowa jest tylko 220 km, które jechaliśmy 5-6 godzin... aaaaaaaa
Po drodze tankowanie LPG, 220 hrywien za litr. W Polsce da się za podobną kwotę zatankować.
We Lwowie to już człowiek czuje się jak w domu. To jest mega przyjazne miasto, cały czas się coś dzieje, ludzie się bawią, fajne knajpki i w ogóle super. Miła odmiana po tym co widzieliśmy na południu Ukrainy.
W poniedziałek rano skoczyliśmy jeszcze na śniadanie na miasto, po czym spakowaliśmy się i ok. 10-11 wyjechaliśmy w stronę Polski.
Granica w Korczowej to straszne zderzenie z rzeczywistością. Jak to możliwe że ci polscy pogranicznicy się tak obijają? (odprawa zajmuje niewiele czasu, ale co 3 auta robili sobie kilkanaście minut przerwy!!!).
Człowiek nie jest przyzwyczajony do takich przejść granicznych i się wpakowałem na czerwoną bramkę. A to dlatego że wjeżdża się tam prosto z ronda i jest to fatalnie oznakowane. W dodatku gość przede mną wjechał na rondo pod prąd co całkowicie pochłonęło moją uwagę
Na granicy zmarnowaliśmy ok. 2 godzin. Prawie dostałem mandata (skończyło się na upomnieniu) od polskiego pogranicznika (wg. mnie niesłusznie, ale nie chciałem się już kłócić). Widać że lubią się wywyższać i takim lepiej nie wchodzić w drogę...
Wjeżdżamy do Polski, a tu na start autostrada A4 Jeee, Europa!
Ruchu żadnego, tubylcy chyba nawet nie jeżdżą autostradą. Ale super że jest. Kolejne tankowanie w okolicach Tarnowa (zjechałem kilometr z autostrady) - gaz po 1,87 zł. I na tym dojechałem aż do Wrocławia gdzie zatankowałem na Bielanach za 1,92 zł.
Ale ledwo co wróciłem na A4, zatrzymała nas straż graniczna Zabawnie było, szczególnie jak mundurowy się zapytał czy to auto w ogóle ma bagażnik, a jak tak to pokazać
Podsumowując, zrobiliśmy Yugiem w 4 osoby ponad 2 tys. km.
Średnie spalanie gazu wyniosło 8 l LPG na 100 km.
Za paliwo w sumie zapłaciłem 380 zł. Opłaty drogowe (polskie autostrady i winieta na Węgrzech) 93 zł.
Stracony kołpak.
Fajna zabawa.
Zero problemów z autem.
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 16 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Jednak najgorzej w ostatni dzień, kiedy wszyscy się zwijają. Podczas zjazdu z pola do drogi można załatwić koło na wystającym śledziu, bądź jakimkolwiek innym twardym, ostrym przedmiocie. Tak się stało dwom samochodom jadącym zaraz za mną, aż się zdziwiłem że mi się jakoś udało tego uniknąć.
Ciekawe foty i opis ...
Mam nadzieję, że nie był to test niewidzialnego bana.
Wycieczka super a drogi to jak zauważyłeś fatalne, żeby tam jeździć to trzeba by było Hammera wynająć .
-nie no wypad zajefajny
ps;ale musisz mieć zaufanie to twojego toczydełka że tak się wypuszczasz
-życze kolejnych 200tysi bezawaryjnej jazdy