Tak, zdecydowanie moja wiara w moje rozklekotane jeden Zero powróciła, raczej przez dłuższy czas mnie nie opuści. Samochód stał przez 4 tygodnie absolutnie nieużywany, w byłem w pracy i tak jakoś nikt się nim nie zainteresował. Troszkę mnie to zaniepokoiło, w końcu auto, które nie jest jeżdżone psuje się, a ja po ostatnich jazdach z Jeden Zero nie miałem ochoty nic w nim robić. Tak czy inaczej, wróciłem i niemal po godzinie od powrotu wsiadłem do tej przecudownej maszyny. Nim jednak wsiadłem zauważyłem nowe ogniska korozji i eskalację tych starych. Dodatkowo pojawiły się takie słodkie rdzawe zacieki na lakierze... Normalnie 4 tygodni postoju z tą całą zimowa solą spowodowało szybką zmiane w wyglądzie samochodu - jedyne autko, które się szybciej zmienia to BubbleB z transformersów
. Tak czy inaczej, rdzą się nie zmartwiłem, gdyż środek był suchy. Zatem dach jeszcze nie cieknie, nie ciągnie wilgocią od podłogi. Podłoga była zrobiona, ale dach już nie. Za sterami znowu poczułem się jak właściciel Swifta. To ciasne wnętrze, skrzeczące plastiki, porysowana szyba i wszędobylski minimalizm... Ahhh, szok był tym wiekszy, że w Szwecji, do pracy dojeżdżałem Saabem 9000 w maksymalnej opcji. Ale to nic, najważniejsze pytanie brzmiało nastepujaco 'Czy zapali? Czy zawiedzie?'. Wkładam kluczyk do stacyjki przekręcam i... Odpalił na dotyk! Z werwą i zacięciem. Rzecz jasna hamulce skorodowały i silniczek się zamulił, ale najgorszy jest rozruch po tak długich okresach nie użytkowania. Oczywiście od razu ruszyłem z miejsca, najpierw pomału rozgrzałem wesoły motorek i gdy ten osiągnał optymalną temperaturę przeleciałem Swifta od góry do dołu. Szybkie starty i ostre hamowania w celu rozruszania silnika i wyczyszczenia z rdzy elementów ciernych układu hamulcowego. W baku był taki wir, że wskaźnik paliwa ewidentnie spadł na dół - a to przy normalnej eksploatacji jest niemożliwe do zobaczenia na takim dystansie. Szybko wyjeździłem cały bak by zobaczyć spalanie i wymienić paliwo, które od tego stanie dostało już odleżyn. Wynik 7,88 na 100 po takim postoju i bardzo dynamicznej jeździe nie jest zły, w zasadzie jest w normie, a zatem silniczkowi nic nie dolega. Pali tyle ile powinien, w dalszym ciągu jest suchy i mruczy jak na 1.0 przystało. Co prawda pojawiło się dziwne pukanie jakiego plastiku w drzwiach podczas jazdy, ale radio skutecznie to zagłusza, zatem nie będę rozkręcał boczków. Nie chce mi się. Teraz szukam nowej zabawki, jeśli nawet teraz nie kupię niczego to z pewnością do wakacji się wyrobię. Chciałem Alfę 166 w dieselu, ale się rozmyśliłem. Chromolę ceny paliw i kryzys gospodarczy, celuję w e46 w pełnej opcji z 2,8 albo 3,0 na pokładzie. Sprofanuje bawarkę gazem i będę miał równie ekonomiczne autko pół-sportowe, z kufrem mieszczącym wózek i być może kompletem drzwi (waham się między wersją nadwozia coupe/sedan). Sedan przywodzi na myśl auto rodzinne, a gdzie dla takiego wariata jak ja auto rodzinne? Mojemu małemu będzie wygodnie na tylnej kanapie wersji coupe. Tak czy inaczej, póki co Swift mnie nie zawodzi. Od powrotu zrobiłem już około 1000 kilometrów i wszystko jest cacy. Wszystko trzeszczy jak przystało na 15 letni wynalazek z Japonii z przebiegiem 350 tkm
.