Tak się złożyło, że w ciągu dwóch dni musiałem dwa razy pojechać na działkę w okolicach Złotokłosu i Mrokowa. Trzykrotnie wybrałem Aleję Krakowską, a raz Puławską i trasę przez Piaseczno. Zanim przejdę do sedna wspomnę jeszcze tylko, że mijający właśnie weekend ogłoszono Narodowym Eksperymentem Bezpieczeństwa z hasłem "weekend bez ofiar". Cóż, ofiar faktycznie nie widziałem, ale robiąc w sumie 200km po podwarszawskich drogach z przerażeniem obserwowałem "wyczyny" niektórych majstrów kierownicy. Były wśród nich: zajeżdżanie drogi, wyprzedzanie z prawego pasa przy jednoczesnym zjechaniu z owego przez środkowy aż na lewy, gansterskie wręcz zagrywki i pirackie łamanie ograniczeń prędkości. I to wszystko przy mokrej nawierzchni po przechodzących nad stolicą miejscowych ulewach. Niemal wszystkich tych ludzi bez wyobraźni łączyło jedno - rejestracja. Wiem, że uogólnianie niesie za sobą ryzyko krzywdzącej oceny poprawnie i bezpiecznie jeżdżących kierowców, ale liczę tu na ich zrozumienie. Tymczasem w moim osobistym rankingu najgorszych polskich kierowców na pierwszym miejscu notuję - WPI. Żadne tam LLU, czy nawet LBI które kiedyś mi bezczelnie zajechało drogę. Przy WPI wysiadają wszystkie "słoiki". Serio. Sprawdźcie sami, tylko uważajcie żeby nie stać się ich ofiarą.