Tutaj jesteś:
Społeczność
»
Blogi
»
Blog auta Fiat Cinquecento [2005-2007]
»
Wspomnienie pierwszego auta czyli początek przygody z motoryzacją
Wpis w blogu auta
Fiat Cinquecento
Dodano: 14 lat temu
Blog odwiedzono 1724 razy
Data wydarzenia: 14.01.2011
Wspomnienie pierwszego auta czyli początek przygody z motoryzacją
Kategoria: inne
Kiedy już było prawo jazdy, to trzeba było się za czymś porozglądać na poważnie. Warunek był jeden - autko miało być niedrogie, zarówno w zakupie jak i w użytkowaniu. Dodatkowo miało być niewielkie i łatwe w manewrowaniu - głównym zadaniem tego auta miało być to, żebym nauczył się jeździć samochodem. Wybór padł na Tico lub Cinquecento.
Wybraliśmy się na giełdę. Zaczęliśmy poszukiwania naszego pierwszego auta, gdy wypatrzyłem coś, co zmusiło mnie do zatrzymania się na chwilę - tak, to była ona - Tigra! Troszkę sobie ją pooglądałem i pomarzyłem, zachęcałem do tego też moją żonkę, ale powiedziała, że po co ma oglądać coś, na co nie może sobie pozwolić...
Szukaliśmy więc dalej... Wpadło nam w oko jedno Tico, jednak chcieliśmy przemyśleć sprawę i zadecydować za tydzień. W następnym tygodniu tego Tico nie było, za to wpadł nam w oko Fiat Cinquecento. Wyglądał całkiem fajnie, w czarnym kolorze i na dodatek miał zamontowaną instalację gazową - już tańszego auta w utrzymaniu nie można było znaleźć! To była niedziela, a już w poniedziałek auto stało pod naszymi drzwiami - to było właśnie nasze pierwsze auto.
Co to było za uczucie! Autko zostało podstawione pod nasze drzwi przez poprzedniego właściciela w poniedziałek, ale dopiero w czwartek (w Boże Ciało), kiedy ruch w mieście był mniejszy, odważyłem się na pierwszą jazdę. Od egzaminu na prawko minęło już pół roku, i ze strachem wsiadałem za kierownicę. Godzina samodzielnej jazdy nauczyła mnie więcej niż kilkadziesiąt godzin na kursie - z każdym przejechanym kilometrem coraz lepiej czułem się za kierownicą.
Jako początkujący kierowca zostałem rzucony od razu na dość głęboką wodę. Po tygodniu użytkowania autka złapałem gumę - wymiana koła to było spore przeżycie. Nigdy nie zapomnę też tego co wydarzyło się kilka dni później. Jechałem z pracy do żonki do szpitala, w ogromną nawałnicę - wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem szyby, powalone drzewa i gałęzie trzeba było omijać poboczem - dla początkującego kierowcy były to warunki ekstremalne!
Jakby tego było mało, kilka dni później dostałem pierwszy mandat - 100 zł i 5 pkt karnych, za parkowanie na zakazie ruchu... Jak na 2 tygodnie jeżdżenia swoim pierwszym autkiem, to tych wrażeń było sporo.
Pierwsze auto to również pierwsze wakacyjne wyjazdy - jaka to była wygoda, gdy nie trzeba było "tłuc" się z bagażami w autobusie czy pociągu! No i bez problemu mogliśmy zabierać naszego psiaka - owczarka niemieckiego - też się zmieścił do naszego cieniaska.
Nasze Cinquecento znakomicie spełniło swoje zadanie - oswoiło mnie za kierownicą, nabrałem respektu na drodze. Wprawdzie stado 41 rumaków pod maską w tak malutkim autku to nie był najgorszy wynik, ale często jeździliśmy ze sporym ładunkiem, i włączanie się do ruchu czy wyprzedzanie, to było naprawdę spore wyzwanie - każdy ruch trzeba było dokładnie przemyśleć. Cieszę się, że właśnie tym autem zaczynałem swoją przygodę z motoryzacją.
Może dziwnie to zabrzmi, ale ten samochodzik przyzwyczaił mnie również do luksusu: alufelgi, elektrycznie sterowane szyby, czy skórzana kierownica - jak takie wyposażenie miało nasze pierwsze autko, to pewne było, że kolejne też to musi mieć. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego
Jedyne czego naprawdę brakowało z wyposażenia, to klimatyzacji. Czarne małe autko, z dwoma osobami i z owczarkiem niemieckim na pokładzie - w gorące dni było naprawdę ciężko...
Autko było mało awaryjne, a części niedrogie. Na cieniasku uczyliśmy się też obsługi samochodu. Wspólnie z żonką naciągaliśmy pasek klinowy (z pełnym powodzeniem!), samodzielnie zmieniłem tarcze zegarów, czy boczki tapicerki... Były również próby robienia zaprawek lakierniczych i malowania karoserii, ale to akurat nie był najlepszy pomysł...
Fiata Cinquecento mieliśmy od maja 2005 roku, do stycznia 2007. W tym czasie przejechaliśmy nim ponad 12 tys. km. Zawsze dowiózł nas do celu. Bardzo miło go wspominamy.
Dokładnie 4 lata temu nowa właścicielka odjechała naszym cieniaskiem...
Ostatnia aktualizacja: 14.01.2011 18:01:53
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 15 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Aktualnie online
Szukaj znajomych
Wspomnień czar to jest to
Oj tam znowu - to zdjęcie jest z 2005 roku, a to drugie z 2011, także nie jest źle
Co ciekawe, oba zrobione dokładnie w tym samym miejscu
pzdr i przyczepności
Małe zwinne auto, hehe.
I tu sie nie wymiguj, bo to był jedynie Twoja wola - bardzo słuszna zresztą
normalnie aż wstyd przyznać się od czego ja zacząłem, acz szukałem małego zwinnego auta, a co sta1ło się dalej to była wola boża
Tak, większość chłopaków robi prawko od razu - jeszcze w szkole.
U mnie to się przeciągnęło, bo nie widziałem sensu robienia prawka jak nie było opcji żeby jeździć autem. U mnie w domu nie mieliśmy auta, więc nie było mowy nawet o tym żeby je pożyczać od rodziców (tak jak np. kolega który przy pierwszej jeździe rozbił almerę ojca, hehe).
Tak jak wspomniałem, ja w dużej mierze prawko zawdzięczam mojej żonce - bo ona mnie do tego zmobilizowała.
Na razie to opowiadam na aWc
To trochę od innego poziomu zaczynałeś niż Cinquecento czy 126p
O Twoim czinkusiu i tym szyberdachu czytałem już wcześniej - niezła historia, hehe
A z trabanta już mało kto się śmieje - to już klasyk, i to coraz bardziej pożądany.
Ja osobiście żałuję, że nie znałem "osobiście" takich aut jak trabant czy syrena...
A zaczynałam, nie śmiejcie się, od trabanta! Tak, zmiana biegów przy kierownicy, prawo jazdy na maluchu. Czyli najpierw maluch potem trabant, a potem to już czinkuś! Z szyberdachem, a to z przypadku, bo jak odbierałam to śnieg leżał na dachu i nie zauważyłam. Ale nie żałowałam, spełniał świetnie rolę odparowywacza w zimie!
Malucha nie brałem pod uwagę, chociaż jak znajoma usłyszała, że cieniasek ma służyć głównie do nauki jazdy, to właśnie stwierdziła, że trzeba było sobie malucha kupić
To jeszcze zależy ile tych aut będzie się miało
Bardzo się cieszę, że właśnie od tego auta zaczynałem, ale cieniasek był kupiony przede wszystkim po to bym nauczył się jeździć - i znakomicie tę rolę spełnił
Nie sądzę jednak bym mniej w przyszłości pamiętał następne auta, bo to właśnie te następne były (i są) spełnieniem motoryzacyjnych marzeń - a nie pierwsze autko
Właśnie za pokorę na drodze to jestem cieniaskowi najbardziej wdzięczny.
Włączanie się do ruchu, czy manewry wyprzedzania trzeba było rozsądnie zaplanować, bo troszkę to trwało - ale właśnie te nie najlepsze osiągi wiele mnie nauczyły
A teraz to się mesiem powozi, hehe
Fajnie sobie powspominać