Wpis w blogu auta
Yugo Koral
Dodano: 11 lat temu
Blog odwiedzono 929 razy
Data wydarzenia: 16.03.2013
Yugotrip - Bałkany 4,1 tys. km
Kategoria: podróż
Rozpoczęliśmy od Budapesztu, następnie przez Belgrad, Skopje, Ohrid, Tirana, Podgorica, Żabljak, Sarajewo, Split, Zadar, Zagrzeb i powrót do Wrocławia
4,1 tys. km, średnie spalanie LPG 7,6 l, w większości drogi lokalne, rzadziej autostrady.
O Budapeszcie raczej nie ma sensu pisać. Yugo zawitało do tego miasta już drugi raz i w sumie nic się od tej pory nie zmieniło. Dalej ładnie. Jechaliśmy z pominięciem autostrad: z Wrocławia na Opole drogą 94, następnie przez Racibórz, przejście graniczne w Cieszynie, Żylina, na południe drogą R3 prosto do Esztergomu na Węgrzech i dalej do Budapesztu.
Wyjazd po północy i spokojnym tempem o 12 byliśmy w stolicy Węgier, robiąc oczywiście postój przy bazylice w Esztergomie wcześniej i z podziwianiem zamku w Wyszehradzie.
Następnie drogami lokalnymi udaliśmy się do Belgradu z postojem w Novi Sad w Serbii, gdzie stoi ładna twierdza z widokiem na wszystkie strony świata.
Wjeżdżając do Serbii pokazałem tylko paszport, nikt się nie pytał nawet o dokumenty auta czy Zieloną Kartę. Po przekroczeniu granicy niesamowity widok wielu aut marki Yugo Chociaż nie spotkałem się z tym modelem co mam ja, to i tak fajnie było się poczuć jako niewyróżniający z tłumu
Belgrad w sumie nie zachwycił, ot duże miasto które już dawno nie pamięta bombardowań. Nie ma żadnych śladów że nie tak dawno NATO prowadziło bombardowania.
Z Belgradu udaliśmy się już autostradą do miasta Kragujewac, gdzie mieściła się fabryka Zastavy i skąd pochodzi Yugo W tej chwili produkują tam tylko broń i ciężarówki, ale i tak fajne miejsce. Przy okazji szukania muzeum spotkało nas miłe zaskoczenie. Jako że nie mogliśmy dogadać się w żadnym znanym nam języku z ochroną, zaczepiliśmy dwóch pracowników którzy akurat kończyli pracę z pytaniem gdzie jest muzeum Zastavy. Nie dość że nas tam zaprowadzili, to jeszcze załatwili wejście, bo okazało się że muzeum w poniedziałek jest akurat zamknięte. W dodatku oprowadzili nas po muzeum (broni) i opowiedzieli wiele historii związanych z tym miejscem. Bardzo miłe podejście i przyjazność ze strony Serbów!
Następnie udaliśmy się do Macedonii do Skopje. Tutaj na granicy musieliśmy już pokazać dokumenty auta i Zieloną Kartę. Wszystko poszło sprawnie. Pogranicznicy bardzo mili, żartowali sobie, okazało się że jeden nawet sam jeździ Yugo, tylko w wersji 45
Macedonia to już zupełnie inny kraj, bardzie zielono w górach, bardziej slamsowato w stolicy. Nocleg w hostelu w pierwszej chwili wyglądał jak nocleg w slumsie, na szczęście było o niebo lepiej. Samo miasto jest w trakcie wielu remontów na jakiś event 2014, ale mimo tego bardzo ładne, mnóstwo pomników, ładnych budynków, itp.
Dalej pojechaliśmy na południe do miejscowości Ohrid nad jeziorem o tej samej nazwie. Piękne jezioro, stare miasteczko wyglądające jak jakaś włoska wypoczynkowa mieścina. W sezonie można pływać, plażować, wyjść w góry a nocleg w sezonie to koszt poniżej 10 euro. Szkoda że trochę daleko
Następnym celem naszej podróży była Tirana, stolica Albanii. O tym państwie to można by całą książkę opisać, bo mają najładniejsze góry i widoki, ale przy granicy Macedońsko-Albańskiej chyba nikt nie pracuje bo ludzie snują się po ulicach, a przy drogach można kupić tylko felgi to aut. Ale dalej w głąb kraju sytuacja wygląda już dużo lepiej i można spokojnie delektować się widoczkami. Przed samą Tiraną drogi są w coraz gorszym stanie, prawdopodobnie przez ciężarówki które jeżdżą na budowę, jak się domyślam, autostrady.
W jedną dziurę wpadłem i do końca całego wyjazdu jazdę uprzykrzało nam wycie łożyska z jednego z kół...
Tirana nie jest dużym miastem z wielką historią. W sumie to niewiele można zwiedzić. Rakija nadrabiała braki
Ciekawe jest to, że ponad połowa samochodów w Albanii to Mercedesy, zarówno stare jak i nowe. Poza tym jeżdżą jeszcze Volkswageny i trochę innych zachodnich aut. W porównaniu do tego jak wygląda życie mieszkańców, to samochodami jeżdżą dużo lepszymi niż w Serbii lub Macedonii, chociaż kraj wygląda dużo biedniej. Mnóstwo ludzi żyje z wypasu baranów, w jednym miejscu spotkaliśmy luzem pasące się osły, itp.
Zaskakujące jest również to że wszyscy ciągle trąbią, ale nie jak w Warszawie, tylko z uprzejmości żeby ostrzegać innych kierowców o manewrach. Rewelacja.
Na ulicach mnóstwo policji, ale nie jak w Polsce by wlepiać mandaty, ale by kierować ruchem!!!
Z Tirany na północ drogi są w większości dobre, z wyjątkiem mostów które są w fatalnym stanie. Podobnie przejazd przez samo centrum dwóch większych miast okazywał się sporym spowalniaczem, ponieważ zdarzyło się że jakieś 100 m drogi było bez asfaltu, a tylko wysypane kamieniem/ziemią z ogromnymi nierównościami po których idzie się szybciej pieszo niż jedzie autem.
Przejście graniczne pomiędzy Albanią a Czarnogórą było ciekawsze od poprzednich, ponieważ mieliśmy "dog control". Podobno w Albanii łatwo kupić narkotyki, chociaż nie zauważyłem tego na ulicach.
Podgorica, niby stolica Czarnogóry, ale nie ma tam nawet co zwiedzać. Szybka przerwa na obiad i dalej na północ - do Żabljaka.
Żabljak to "mała" górska miejscowość w Parku Narodowym Dormitor, w którym leży największy kanion w Europie. Niemałym zaskoczeniem były dla nas ogromne zaspy śniegu, oraz że jedna z głównych dróg którą chcieliśmy wyjeżdżać - była nieprzejezdna. W sumie to jej w ogóle nie było, bo leżało 3 m śniegu
Trochę kilometrów musieliśmy nadłożyć by wrócić kilkadziesiąt kilometrów w głąb kraju by dalej udać się do Bośni i Hercegowiny, a dokładniej do Sarajewa.
Po przekroczeniu bośniackiej granicy dopadło nas niemałe przerażenie, jak okazało się że droga od granicy ma może 4 m szerokości, a trzeba się mijać nawet z autokarami. Na szczęście było to tylko kilkanaście km i później krajobraz zmienił się nie do poznania. Bośnia moim zdaniem jest bardzo podobna do Polskie, a Sarajewo do dużego europejskiego miasta.
Przy planowaniu dróg nie należy patrzeć na mapy google, bo tak w zasadzie google nie ma żadnych map Bośni. Ja zaopatrzyłem się wcześniej w mapy wektorowe na tablecie które umożliwiły nam planowanie przejazdu.
Miasto bardzo ładne, dużo się dzieje, dużo do zwiedzania, niesamowity klimat. Mogę śmiało powiedzieć że było to odkrycie całego wyjazdu i najbardziej pozytywne zaskoczenie. Tutaj jest już Europa!
Tutaj też mieliśmy pierwszą kontrolę policyjną. Chyba za szybko wszedłem w zakręt, a drogi były trochę śliskie (koło 2 stopni C), ale pan policjant tylko powiedział "Polako, easy, easy" i puścił nas dalej. Szkoda że u nas kontakt z drogówką tak nie wygląda.
Z Sarajewa udaliśmy się do Chorwacji do Splitu, drogami których wg. google maps nie ma, a w rzeczywistości są lepsze niż polskie autostrady. Może tylko po jednym pasie, ale jechało się bardzo przyjemnie, a i widoki po prostu niesamowite. Przed granicą Chorwacką wjechaliśmy bardzo wysoko w góry, ale okazało się że nie ma mnóstwa serpentyn jak wszędzie indziej, ale ogromny płaski step ciągnący się co najmniej przez kilkanaście kilometrów, gdzie była normalna uprawa roli i wypasy bydła. Zjazd był długi ale bardzo łagodny i można było spokojnie poruszać się z prędkościami > 100 km/h.
Przejście Bośniacko-Chorwackie było zabawne. Przekraczamy granicę między Bośnią a Chorwację, Serbskim samochodem na polskich tablicach
Tutaj też mieliśmy dokładną kontrolę rzeczy w aucie i wszystkich bagaży, jakbyśmy wyglądali na przemytników. Na szczęście nie czepiali się ilości przewożonego alkoholu
Split to chyba wszystkim znany. Słońce, ciepełko że chodziliśmy w krótkim rękawku, morze, dziewczyny, itp., itd.
Ze Splitu horrendalnie drogą autostradą do Zadaru, tam szybki rekonesans i po stwierdzeniu że o tej porze roku nic tam się nie dzieje szybka droga do Zagrzebia ponownie strasznie drogą autostradą.
Zagrzeb to w sumie na jakieś 3-4 godziny zwiedzania. Więcej to nie ma co tam robić, chyba że mamy do dyspozycji miodową rakiję
Z Zagrzebia już szybki powrót do Wrocławia. Przez Słowenię z pominięciem autostrady, następnie w Austrii autostradą przez Wiedeń i do Brna. A z Brna lokalnymi drogami aż do Wrocka, tak by nie płacić za winietę.
Było super.
Ostatnia aktualizacja: 25.03.2013 21:47:15
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 16 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Rzeczywiście Yugo jest tam nadal popularneNic dziwnego
Wspomnienia zostaną na długo. Tylko pozazdrościć odwagi/uporu, że dałeś radę Długo po takim wypadzie dochodzisz do siebie? Przemęczenie pewno daje się we znaki?
Sporo fotek, to gratka dla pozostałych czytelników.
Też się zgadzam z przedmówcami, że to powinien być DD
Wyprawa wcale nie gorsza ale auto podziwiam. Nie pierwsza wyprawa każda po kilka tys. km i nie wachasz się nim jechać Fotorelacja świetna
Dlaczego nie DD?
Bazylika w Esztergom
Zamek w Wyszehradzie
Kawałek dalej Szentendre tu to dopiero można się w pamiątki wszelkiego typu obłowić 150 km na wschód jest jeszcze piękny Eger i jego wina No ale Ty pogrzałeś na południe. Balaton zaliczyłeś po drodze? Zdjęcie bazyliki w Esztergom nie masz? Wchodziłeś na jej dach? Po tej kopule można tam chodzić. Widok bajkowy na meandry Dunaju i pagórki...
No ale samochód zapewne dbany od nowości i ma tylko 140 tys. km.
A ja marze o podróży z Polski przez Pragę do wybrzeża Włoch, dalej do Monaco, kawałek Francji, Nicea, powrót przez Genewę na północ Niemiec. Razem ponad 3 tys.km
No ale w dzień można jechać z 5-6 godzin, reszta to na odpoczynek i zwiedzanie a nocą trzeba odespać zmęczenie