Gwałtowna zmiana pogody na prawdziwie zimową spowodowała minimalne zmniejszenie zapału do poruszania się Skodą. Z uruchamianiem silnika przy kilkunastostopniowym mrozie nie miałem większego problemu - mimo "fabrycznego" akumulatora w moim czteroletnim egzemplarzu. W nieogrzewanym garażu pojawiło się wprawdzie minimalne "trzęsienie" motoru, które ustąpiło po natychmiastowym wyjechania z garażu. Dziś kilkudziesięciometrowy odcinek garaż - parking i zgaszenie silnika wymusił odpalenie za drugim razem. Ale bez wysiłku.

We znaki daje się jednak - i jest to zjawisko znane mi od początku przygód z miejskimi Skodami - błędne umiejscowienie tych wylotów powietrza, które powinny kierować ciepły podmuch na nogi kierowcy i pasażera. Znajdują się one prawdopodobnie gdzieś za daleko z tyłu. W rezultacie po kilkudziesięciokilometrowej podróży w temperaturze poniżej -10 stopni mamy nadal zimne stopy, a pot strumieniem spływa nam po plecach. Błąd.

Co ciekawe, o problemie zawiadamiał kiedyś "Auto Bild", uznając ogrzewanie Roomstera za jedne z gorszych na niemieckim rynku i najgorsze w temacie ogrzewania właśnie nóg. A zatem "dla celów naukowych", jak niedawno z Multilipą, poświęciłem dla Was trochę własnego zdrowia... Żartuję.