W związku z tym, iż lato powoli się kończy, a temperatura nie osiąga już rekordowych wartości, postanowiłem nieco wybiec w przyszłość, by pomyśleć o… zimówkach.

Jako, że od momentu kupna auta dysponowałem podwójnym zestawem opon i tylko jednym kompletem felg, to od dawna planowanym wydatkiem było nabycie czterech "stalówek", aby móc samodzielnie wymieniać koła.

Nie czując presji czasu ich zakup odkładałem ciągle na później, aż w końcu nadszedł dzień, gdy w asyście kuzyna udałem się na "łowy". Zawężając pole poszukiwań jedynie do pewnych oraz sprawdzonych punktów wulkanizacyjnych wyruszyliśmy ku pobliskim Przygodzicom, gdzie wielu naszych znajomych z powodzeniem zaopatrzyło się w metalowe obręcze.

Po dotarciu do celu odwiedziliśmy dwa miejsca, w których właściwe rozmiarowo "felasie" były dostępne od ręki, lecz w mocno wygórowanej cenie. Lekko wstrząśnięci zastaną sytuacją gruntownie przeanalizowaliśmy wszystkie aspekty oferty, żeby po krótkiej naradzie zdecydować się na dokonanie transakcji u pierwszego sprzedawcy.

Wprawdzie sumaryczna odpłatność 450 zł znacząco przekroczyła zakładany wcześniej budżet, ale zważywszy na wysoką gatunkowość pozyskanych produktów (felg, śrub, wentyli) i fachowo przeprowadzoną usługę (wyważenie założonych opon) absolutnie nie żałuję poniesionej inwestycji, bo odpowiednia jakość musi swoje kosztować.

Zresztą wydane dziś pieniądze zwrócą mi się po około 3-4 latach eksploatacji "Peżoka" (zamierzam go dłużej użytkować), a dodatkowy miesiąc zwłoki (początek sezonowej zmiany ogumienia) opróżniłby mój portfel o kolejne kilkadziesiąt złotych.