Bry.

Zdarzenie miało miejsce w zeszłym tygodniu w środę. Nie miałem siły opisać go wcześniej... Po prostu ręce opadają.
Ale po kolei. Przyjechałem do pracy jak zwykle przed siódmą. Zaparkowałem Fabkę prostopadle tyłem, niestety nie na swoim zwyczajowym miejscu bo ktoś mi go zajął. Miałem tego dnia wyjazd do Katowic, więc się trochę spieszyłem. Szybko przesiadłem się do służbowego wozidła i pojechałem na spotkanie. Koło 11ej dzwoni Szefowa. Myślę sobie "ki pieron..." - chyba o niczym ważnym w robocie nie zapomniałem, więc się zdziwiłem. Wiadomości były złe. Jedna taka młoda, świeżo upieczona adeptka ruchu drogowego, przy parkowaniu swojej alfy przytarła się do mojej Fabki. Dobrze, że się przyznała bo u niej nic nie widać (alfa ma tablice rejestracyjną po lewej stronie zderzaka i właśnie ramką tablicy dziewczyna mnie zarysowała).
Ze spotkania wracałem niesiony gniewem i rządzą krwi. Pędzikiem dojechałem do Krakowa. Czekała na mnie koleżanka i powtórzyła to, co słyszałem od Szefowej przez telefon. Rozwaliła mnie stwierdzeniem, że "takie rzeczy się zdarzają" i wkurzyła mnie jeszcze bardziej. Rozumiem to, ale na litość boską... Nie róbmy sobie nawzajem na złość!
Ponieważ nie było to wielkie uszkodzenie umówiliśmy się, że sprawą zajmiemy się następnego dnia.
Na drugi dzień przygotowała oświadczenie. Chciałem się z nią dogadać, ale stwierdziła, że płaci ubezpieczenie, żeby z niego korzystać w takich sytuacjach. Nie miałem więcej pytań.
W poniedziałek zostawiłem auto w serwisie. Zgłosiłem szkodę. Czekam na odbiór auta.

Edycja 18.06.2013r.:
W dniu dzisiejszym Fabka odebrana z serwisu. W rozmowie z panem serwisantem wyszło, że koszt malowania zderzaka, renowacji błotnika (nie żeby był uszkodzony, ale PZU przyznało to zrobili) i wymiany jakiś plastików zamknął się kwotą ok. 2.000 zł... Skąd oni biorą te ceny? Wiem, że muszą na czymś zarabiać, ale to chyba lekkie przegięcie. Na szczęście fundował ubezpieczyciel.