Przeturlaliśmy się z Daćką poprzez pięć tysięcy kilometrów. Średnio wypada tysiąc na miesiąc. Ostatnie dwa miesiące to jazda po mieście. Na przełomie roku może trafić się "trasa". Opony (Kelly 185/65R15 - Winter ST - 88T Dot 2810 Poland) jak na razie nie miały szansy pokazać swej wyższości na letnimi. Ale za zimą wcale nie tęsknimy. Jak dla mnie to mogłoby być już przedwiośnie...

Udało się uzbierać na nowe zimowe buty dla Daćki. Samochód przygotowany do zimy, a tu pogoda iście wiosenna 15C.

I znów kolejny tysiąc za nami. Na zewnątrz jesień. Pora na zimowe buty. I znów dylemat kiedy z forsą krucho. Na pewno teraz same opony, felgi może wiosną... Kupujemy nowe czy używane. I w ogóle czy kupujemy zimowe czy liczymy na bezśnieżną zimę??

Wreszcie Daćka doczekała się kąpieli. Wypróbowaliśmy myjnię bezdotykową. Niby umyło, ale nie do końca. Pozostały ślady, które chyba trzeba będzie ręcznie podoczyszczać.

Skończyły się wakacje i dłuższe wyjazdy. Teraz tylko miasto i okolice. Przy okazji przekroczyliśmy kolejny próg - 3000 km. Samochód domaga się mycia! I tu problem. Poprzednimi samochodami po prostu jechałem na automatyczną myjnię, 3 minuty i z głowy. A teraz nowy lakier, trzeba chuchać i dmuchać. Myć samemu pod blokiem szamponem? Za chwilę pojawi się Straż Miejska lub Policja i poniosę konsekwencje zanieczyszczania środowiska. Pozostaje skorzystać z sług myjni ręcznych ...

Nieoczekiwanie dostaliśmy wiadomość o wolnym (przez tydzień) jachcie w Rucianem. Pół dnia na podjęcie decyzji, zakupy, zapakowanie po brzegi Loganka i w drogę. Pogoda była super, droga tam i z powrotem szczęśliwie bez awarii. Przybyło kolejne 800 km. Rodzinka zadowolona z Daci.

Jeździmy po Lublinie i okolicy. Zaliczyliśmy pozytywnie pierwszy przegląd po zagazowaniu. W międzyczasie przekroczyliśmy 2 tysiące km. Z wakacyjnych uciech pozostaje tylko żeglowanie po Zalewie Zemborzyckim. No i praca - tam przynajmniej chłodno...

Urlop nad morzem udany. Powrót przez Łódź, króciutka wizyta u znajomych. Po drodze przekroczyliśmy 1000 km. Samochód chodzi jak zegarek.

Dojechaliśmy. Droga dobra. Maszyna ładnie grała. Ostatnie 100 km przed Gdańskiem pokonaliśmy w czasie trzech godzin. Przydała się klima, bo już zbliżało się południe.

Po wysłuchaniu/wyczytaniu wszystkich za i przeciw, zdecydowaliśmy się na założenie gazu. W sobotę bardzo wczesnym rankiem jedziemy nad morze. Docieranie przy okazji.