Tutaj jesteś:
Samochód
Chrysler Voyager
- Kupione używane w 2007
- Auto obejrzano 1120 razy
- Online od 10 lat, 8 miesięcy i 15 dni
- Auto polubiono 64 razy
Marka:
Chrysler
Model:
Voyager
Generacja:
III
Nadwozie:
Grand Voyager
Silnik:
2.5 TD
Przebieg:
399 265 km
Rocznik:
2000
Fajne rodzinne autko... jeżdżę nim od 2007 roku i przejechałem grubo ponad 200 kkm. Po zakupie (a nie przed) poczytałem troszkę komentarzy na temat silnika VM montowanego w tych pojazdach. I dobrze, że poczytałem po zakupie, bo bym pewnie nie nabył tego pojazdu. Komentarze były negatywne, a wręcz psy wieszali na jakości silnika, a to że nie wytrzymuje klawiatura, albo panewki, że słaby albo, że pali jak smok... Ja jestem z niego bardzo zadowolony. Silnik mocny "niewarczący", w ruchu miejskim spalanie do 8 litrów, w trasach poniżej 7, co przy wadze ponad 2 ton jest fajne. Wnętrze obszerne, a po wypięciu (w prosty sposób) siedzeń, otrzymujemy powierzchnię półciężarówki. Siedziska wygodne, kierowcy na pewno jest bardzo wygodne, a długa jazda (ponad 10 godzin) nie za bardzo męczy stawy i mięśnie. Ilość 7 miejsc i spora powierzchnia bagażowa, zapewni każdej większej rodzinie komfort i frajdę z jazdy... :))
więcej »
Blog auta
Brak wpisów w blogu auta
Galerie pojazdu (0)
Kierowca nie dodał jeszcze zdjęć
Filmy pojazdu (0)
Kierowca nie dodał jeszcze filmów do tego auta
Zainteresowani autem (0)
Dodaj do Kiedyś kupię - aby otrzymać automatyczne powiadomionie gdy właściciel wystawi go na sprzedaż.
Zobacz podobne auta w społeczności
Najnowsze blogi
Auto do kasacji? W Łodzi zrobisz to szybko i bez stresu! Sprawdź szczegóły na stronie.
https://auto-szrot-kasacja-pojazdow.pl/lodzkie/lodz
Dodano: 15 dni temu, przez niki129
Miałem sprzedać Audi ale jakoś było mi żal tamtego auta wystawiłem równolegle na sprzedaż forda. Ogłoszenie wisiało 3 tygodnie, pierwszy telefon, oglądający finalnie auto sprzedane. ...
8
komentarzy
Dodano: 24 dni temu, przez darek-k
Objaw był taki że auto raz opadało, sam tył, i podczas podnoszenia w pewnej chwili jak z procy do góry poszedł, usterka się pogłębiała, że już nawet podczas jazdy potrafił wystrzelić do ...
5
komentarzy
Marki społeczności
Szukaj znajomych
Mary to mieli w szkoplandi.
Pan Waldek z cargo?
2000 peso kolumbijskich?
Podobno jak się bardzo chce, to marzenie może się spełnić.
POZDRAWIAM
P.S. Szkoda że nie ma więcej fotek
„Po tym jak skończyłem technikum samochodowe w Łodzi poszedłem pracować do zakładu naprawy taboru autobusowego i przepracowałem tam 6 lat przy remontach Jelczy oraz Autosanów. Kolega powiedział mi wtedy, że jeżeli przejdę na praktykę do stacji kontroli pojazdów, to za 2 lata będę mógł zostać uprawnionym diagnostą i otrzymać tę pieczątkę władzy. Wie pan, to mnie wtedy imponowało, że ja będę z tą pieczątką stemplował dowody rejestracyjne, rozumie pan, jak pan życia i śmierci. Tu nie ma światełka, tu coś cieknie, tu zardzewiałe – wynik negatywny. He he he, no i tak przeniosłem się na to ES KA PE, a potem dwa razy podchodziłem do egzaminu no i wreszcie zdałem. Zatrudniłem się w okręgówce pod miastem.
Ruch był duży, nie powiem. Różnych mieliśmy klientów. Najgorsi to tacy młodzi gniewni, co to wszystko wie lepiej i wszystko ma w dupie. Ale jeszcze gorszy to jest typ emeryt-wojskowy. Zajeżdża swoim wychuchanym autem i wszystkich rozstawia. Wszystkiego się czepia. Że ja źle oglądam, czy ja wiem że tu są sworznie mocowane do zwrotnic a nie do wahaczy, a najbardziej to mnie zdenerwował, to już z dziesięć lat temu – powiem panu – taki jeden, Lanosem zajechał. Akurat robiłem badanie auta znajomego i powiedziałem mu że wbijam mu pozytywny ale dowód u mnie leży, a on wróci do mnie z wymienioną żarówką i ja mu wtedy dowód oddam – tak wie pan, po uczciwości. I ten staruch to zobaczył i krzyczy – patrzcie, patrzcie, puścił go z niesprawną lampą, to oszust jest! – żeby pan wiedział, jak ja mu wtedy badanie techniczne zrobiłem i ile nieprawidłowości znalazłem. Wie pan ile można znaleźć rzeczy w nowym samochodzie na pierwszym obowiązkowym po 3 latach? Nie uwierzy pan. Takie najczęściej nie przechodzą. Ci starymi gratami to zwykle w ogóle nie przyjeżdżają. Był u nas taki jeden – Waldek. Waldek to przynosił całe walizki tych dowodów od gratów i po godzinach siedział i podbijał. Potem znikł, straciłem z nim kontakt. Ale najlepsze było jak psy zajechały, to jeszcze było jak mieli Polonezy. Wbiegam do Waldka i mówię – Waldek, psy – a Waldek nic, tylko podbija dalej. Wchodzi pies i mówi – siemasz Waldek, to weź mi jeszcze podbij Poloneza bo nie mogę na służbie autem bez badania jeździć. To Waldek mu podbił i pies poszedł.
No ale ja to tak nigdy nie robiłem. Noo, czasem się zdarzało to i owo, ale nigdy nie przeginałem jak Waldek. No sam pan wiesz jak jest, gość wozi chleb Żukiem z piekarni, co – nie dam mu pozytywnego, to chleba mi do sklepu nie dowiezie. No przecież trzeba ludzkim być i sobie pomagać. Jak Waldek się zawinął od nas to przyjęli takiego nowego – mówili na niego Dżery. Dżery był gruby i był proszę pana fanem militariów, zbierał te różne tam graty z II wojny światowej, nie lubił Niemców strasznie i ogólnie był bardzo uczciwy i przepisowy. Jak trafiłeś na Dżerego to za niedziałające podświetlenie tablicy można było polecieć. Dżery miał zawsze amerykańskie auta, bo bardzo uważał Amerykę. Cały czas odkładał kasę że pojedzie tam do Stanów jakieś muzeum militariów oglądać. Gadał o tym i gadał że czasem go słuchać nie mogłem i szłem coś ponaprawiać jak za dużo klientów nie było. Dżery najpierw miał takie auto Dodge Shadow to był niezły prestiż w okolicy bo same Polonezy jeździły i jakieś tam Tico, no i Maluchy same. Potem tego Szadoła to mu typ zdjął TIRem z naczepą i chciał się nawet nie przyznać, ale drogówka przyjechała, poznali Dżerego że to ten z okręgówki no i oczywiście winę dostał tirowiec. To Dżery kupił swoje marzenie – od matki kasę pożyczył – Jeepa Cherokee XJ 2.5 z gazem. No nie był najlepszy ten dżip ale Dżery zdolny mechanik był, chociaż pierdzielił cały czas od rzeczy, i tego dżipa sobie ponaprawiał. Tym dżipem to z osiem lat jeździł i gdyby nie pożar instalacji gazowej to pewnie by go miał do dziś. Teraz Dżery ma Granda z gazem, nie wiem który rok, ale taki ładny, złoty. Od jednego takiego łysego kupił z Warszawki, jakiegoś biznes mena.
No i mnie Dżery namówił bo wtedy trzecie dziecko mnie się urodziło. A miałem wtedy Jettę tę na Golfie dwójce. To był mój drugi samochód bo pierwszy to miałem normalnego 125p. Ta Jetta fajna była no i gaz miała, tanio się jeździło. Dżery mówi – kup sobie Wuajażera, Krajzler Wuajażer, zobaczysz, mówi, Władziu, jaki to fajny wóz – ile miejsca i w ogóle, jak pojedziesz tym na jakieś wykopki i tych łusek od nabojów naznajdujesz, to ci się wszystko zmieści. No dobra, z żoną się złożyliśmy, Jettę sprzedałem przez ogłoszenie w gazecie w jeden dzień i pojechałem na giełdę na Słomczyn bo podobno tam jeden gość miał do sprzedania takiego Voyagera i to w dizlu. A wtedy, to był jakiś 2002 czy 2003 r. to był szał mieć diesla, wszyscy chcieli mieć diesle, no i ja też się skusiłem. Nawet kiedyś raz robiłem badanie techniczne takiego auta, bo ktoś podróżował nad morze i mu się przypomniało że badania nie ma i do nas zajechał. No zrobił dobre wrażenie na mnie. Solidny taki, grube materiały, wszystko grube, trwałe, a przy tym praktyczny, i te przesuwne drzwi, powiem panu, noo, taki naprawdę to było coś jak na tamte lata, to był może że nie prestiż jak Mercedes, ale tak się ludzie trochę oglądali za nim, że elegancko tak sobie wsiadamy wszyscy w piątkę po kościółku.
U nas była taka niepisana zasada że samemu sobie nie podbijamy dowodów. Zasadniczo ja podbijałem Dżeremu a Dżery mnie no i wszystko grało. Zacząłem jeździć tym Voyagerem i wtedy zobaczyłem dopiero czego nie zobaczyłem jak kupowałem: że ten diesel to dziwny jest trochę. Niby wszystko normalnie, blok, cztery cylindry w jednym bloku i turbo, i pompa wtryskowa, ale za to na każdy cylinder szła oddzielna głowiczka. No i to się zaczęło pocić. Najpierw to tak minimalnie, więc sobie z tym jeździłem i się za bardzo nie przejmowałem. Ale po jakichś 3-4 latach to już wyglądało źle bo normalnie cały silnik był w oleju, a jak się nagrzał, to śmierdział. A przejechałem nim z 50 tys. km w tym czasie. Dobra, mówię, zdejmę te głowice i je splanuję, dam nowe uszczelki, będzie wszystko dobrze. No i faktycznie zdjąłem, dałem to do planowania do znajomego, wie pan, z remontami trochę miałem do czynienia w życiu, więc widziałem że dobrze zrobili. Poskładałem to sobie wszystko jak Pan Bóg przykazał i nawet to pomogło. To był jakiś 2008 r. może i już się nawet zżyłem z tym Voyagerem chociaż tak nowocześnie to on już wtedy nie wyglądał bo miał z 15 lat. I wypadło że trzeba mu zrobić badanie. No to mówię – Dżery, daj mi tu pieczątkę. A Dżery, jak to Dżery, przepisowiec kurza melodia, obszedł mnie tego mojego cudaka, zajrzał pod maskę i mówi – ja ci na to badania nie dam, bo z tego olej leci jak ździurawej beczki. Patrzę – faktycznie! Z tego remontu nic nie zostało tylko leciało po wszystkim, olej, nie olej, majonez taki, wszystko się ze wszystkim zmieszało. Mówię Dżery, daj pieczątkę mi tu szybko zaraz, ja wezmę to sprzedam i kupię sobie Woldzwagena, a nie ten wynalazek. A Dżery że nie. I się obraził że chcę niemiecki wóz, a nie amerykański. „Ty wiesz co Niemcy nam zrobili w trzydziestym dziewiątym?” – i tak mi tu pierdzieli te swoje farmazony. Dobra, mówię, umowa umową, ale przepis nie zabrania, żeby sobie samemu badanie techniczne podbić. Wzięłem dowód gdzie moje nazwisko było napisane, wbiłem pieczątkę, podpisałem się i na drugi dzień po pracy uznałem że pojadę go umyję, a potem zrobię zdjęcia i wystawię na sprzedaż.
Wyjeżdżam z tej myjni i psy mi drogę zajeżdżają. Kurde, myślę, co jest? Wychodzi dwóch takich – nie znałem ich w ogóle, jeden młody, drugi z wąsami. „Zatrzymałem pana gdyż budzi wątpliwości stan techniczny pana pojazdu” – zagaja do mnie ten policjant. „Widziałem że jak pan czekał na myjnię to pan plamę oleju zostawił na kostce” – tak do mnie mówi. Ja na to że przecież wszystko dobrze, to pewnie woda, albo może od płynu do spryskiwaczy wężyk się urwał tylko. Wzięli dokumenty moje i poszli do radiowozu pisać. Za parę minut przychodzą i każą żebym się wycofał trzy metry do tyłu. Wycofałem się no i rzeczywiście. Na jezdni plama oleju. No olej. No nikt nie powie że woda, bo olej jak sto pięćdziesiąt, no sprawa ewidentna. A policjant każe mi zaparkować pojazd i wysiąść i do radiowozu mnie prosi. Już się zaniepokoiłem.
I w radiowozie gadka: widzi pan, samochód ma aktualne badanie techniczne które dostał wczoraj. Wczoraj pan był u diagnosty – mówi i się szczerzy do mnie ten młodszy – a tym diagnostą jest pan sam. Jak panu nie wstyd jest? – tak do mnie powiedział. To zasługuje na kryminał – dodał ten drugi. To się przeraziłem wtedy. Zabrali mnie na komisariat. A potem wziął się jakiś w cywilu za mnie i zaczął mnie przesłuchiwać: ile razy wziąłem w łapę, ile dowodów zrobiłem na lewo, czy znam Waldka Ś. – potem drugi przyszedł i jeden się darł, a drugi był miły. Jak w filmie, mówię panu. Ale najbardziej się zdygałem jak wprowadzili Dżerego. Dżery, rozumiecie, ten gość, co nigdy nikomu nic, a zawsze był przepisowy jak pruski urzędnik, i na Dżerego pies krzyczy, żeby powiedział, ile przekrętów zrobił. A Dżery najpierw nic nie mówił, a potem powiedział, nooo, to był błąd – a ty psie, nigdy w łapę nie wzięłeś?
Afera się z tego zrobiła taka że w gazecie pisali. Prokurator się wziął za nas. Stację zamknęli na tydzień. Badali wszystko. Nagrania z kamery przy wejściu, wzywali ludzi co u nas byli na badaniu, no po prostu horror. Horror to jest mało powiedziane. Jakbym nie miał jakichś oszczędności to bym umarł z głodu. Niech pan sobie wyobrazi, przez ten silnik, niech go szlag, dostałem półtora roku w zawieszeniu na pięć za poświadczenie nieprawdy i pięć lat zakazu wykonywania zawodu diagnosty. A Dżeremu się upiekło i wrócił do swojej pracy. Rozumie pan? To jest normalne państwo? To jest policyjne państwo gdzie normalny człowiek nic nie może sobie sam zrobić. Gdyby nie kolega co mi załatwił pracę przy remontach busów co latają Lublin-Warszawa to bym dziś chyba nawet zasiłku nie miał. Pięć lat mi mija w czerwcu za rok no i ponownie do egzaminu przystąpię. Samochodu nie mam, pekaesem do pracy jeżdżę. A ten cały Wuajażer? Handlarze go wzięli za pięć stów będzie parę tygodni temu, a tak to przestał tam gdzie go zaparkowałem wtedy jak mnie dupnęli. Całe serce do niego straciłem. Zniszczył mi życie. Amerykański szajs.”
Tymi handlarzami byli Cytryn i Gumiak, którzy opowiedzieli mi tę historię rycząc ze śmiechu. Ja ubrałem ją w słowa po swojemu. Władek, Dżery i czerwony Voyager istnieli naprawdę. Jak poszukacie w google to znajdziecie.
W całej rozciągłości, masz rację