Moje auto służbowe, pierwsza nowa bryka z salonu, w której to ja jestem jej prawdziwym, pierwszym kierowcą. Z opowiadań znajomych i treści wielu forów dyskusyjnych oczekiwałem fajerwerków, że nie będę chciał wysiadać z "pierwszego niewypierdzianego fotela" a tu...nic. Samochód jak samochód - fakt: zwarty, nic nie puka, nie stuka, wygodny - nie ma się do czego przyczepić, ale przez to bez duszy, zwykły przedmiot, za który trzeba płacić leasing.
Z drugiej strony to najzwyklejszy robol w którym nie należy doszukiwać się cudów jednak po opiniach wielu osób (nawet z AwC) uważałem, że pierwszy nowy samochód w życiu, jaki by on nie był, to także przełom w motoryzacyjnym życiu każdego z nas. Dziś mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, iż zależność tę obalam, przynajmniej na podstawia doświadczeń mojej skromnej osoby. Może w przyszłości, jak będzie to nowe BMW serii 5 czy nawet Mazda 6 ... wtedy zweryfikuję ten pogląd, na chwilę obecną uważam, że jazda nowym samochodem d..y nie urywa, przynajmniej 75 konnym Caddym :-D